Nie wiem, dlaczego Kacper Ryx to dzieło życia Wollnego. Naprawdę nie wiem. Możliwe, że nim jest, ale Krew Inków.... to jest czad. Proszę Państwa.
Istnieje na świecie kilka powieści, które czyta się jak bajkę, a nie powieść historyczną. No bo Inkowie w Pieninach??? Ano byli. I to nie kaczka dziennikarska. Skarb w Piieninach był? ponoć tak. Czy było to złoto i diamenty? - ano to właśnie pierwsze pytanie. A drugie? Czy znalezione kipu było rzeczywiście inkaskim produktem, czy też systemem na liczenie owiec naszych rodzimych pasterzy?
Pytań jest więcej. Ale autor na nie nie odpowiada. Bo to nie jest książka naukowa.
Dlatego tak swietnie się ją czyta, zwłaszcza ze pan Wollny jest etnografem i wydaje mi się, że zacięciem historycznym. Na tyle dużym, że potrafi domalować tło historyczne, pomimo braku "twardych dowodów". No bo kto wie na pewno, że w tym, a tym roku zbójcy napadli na konwój? Zbójcy napadali - fakt, na konwój - też fakt, w Pieninach - a jakże, wszędzie - ale umiejętność odmalowania słowem tej akcji już wymaga wielkiej wiedzy etnograficznej i hisotrycznej.
Nie zamierzam opisywać fabuły - kolorowa, z akcją i pisana z właściwą autorowi swadą i biglem. Na faktach, o ile się fakty udało pozyskać. Z opisami zwyczajów Inków i rodzimych zbójów.
I tylko jeden minus - Janosik...
Ale to moje widzimisie, bo jednak to Baczynski głównym zbójem powiesci jest. W rzeczywistości też był największym zbójem. (wielkie pokłony za ...