Każdy, kto ma dobre pióro musi pisać dobre dialogi. Dotyczy to absolutnie każdej branży artystycznej. Taką mam teorię w pisarstwie. Dlatego ,,Kot Rabina'', to udana polemika filozoficzna z sarkastycznym dowcipem. Bo wierzy w inteligencję czytelnika, obsypuje go kąśliwymi pytaniami o naturę religii, tutaj dodatkowo żydowskiej, czyli wyjątkowo paskudnej. Nasz rabin ma córkę, a ta ma kota, który zaczyna rozmawiać, gdy pożera papugę. Koci indywidualizm wparowuje do sztywnego Talmudu, wyśmiewając jego reguły, jak niechęć do psów, podejścia do koncepcji Boga, który nawiasem mówiąc - nie ma nic wspólnego z Instytucją czy fundamentalizmem. Dosyć jawna koncepcja, by obśmiewać zbytnie przywiązanie do ciasnych ram rozumu. I choć kot rabina nie wydaje się prowokatorem, dosyć czytelnie komentuje nieścisłości czy judaistyczny traktat poprzez liczne obserwacje. Ciekawe rozprawki, w jakże specyficznym Algierze z brodatymi mężami stanu, delikatną córką, a kocim zmysłem do obalania religijnych przesądów. Dialogi równie celne, jak w innych dobrze napisanych produkcjach, choćby w ,,Brothers in Arms'', ,,Kongres futurologiczny'', ,,Sprzedawcy'' czy ,,Sadboi''. Pozycja godna uwagi - zwłaszcza dla sceptyków muzułmaństwa, Kościoła czy wszelkiej fanatyzacji kultury.