"Chciałam, żeby mnie zobaczyli i chciałam, żeby nikt mnie nie widział"
Ta niewielka książeczka pochłonięta przeze mnie w jeden wieczór wstrząsnęła i zamieszała moim mózgiem. Bo taka ona właśnie jest chaotyczna, urywana, nieprzewidywalna jak i ataki paniki Alicji, które zaczęły się pojawiać nagle, nie wiadomo skąd, dlaczego, po co i na co.
Alicja to dziennikarka dobrze sobie radząca w pracy (oczywiście do czasu) mająca męża, a także matkę, która się o nią troszczy i nagle bęc...
Takie książki zawsze mi przypominają, jak w zasadzie krucha jest ludzka psychika, albo raczej jak bardzo nieprzewidywalna. Czasami jakieś bardzo drastyczne wydarzenie nie porusza nas specjalnie (a przynajmniej fizycznie tego nie odczuwamy) a czasem wydaje się, błahostka potrafi uruchomić wszystkie składowe paniki, o których sami siebie w życiu byśmy nie podejrzewali.
Alicja jest przerażona, na początku nie rozumie co się z nią dzieje, potem próbuje się jakoś rozeznać w tym wszystkim i jakoś zapanować nad chaosem, który ją ogarnia... i do chodzi do takiego wniosku
"Przed każdym tragicznym wydarzeniem ludzie robią normalne rzeczy. Wstawiają szklanki do zmywarki, chowają resztki jedzenia do lodówki, podnoszą rzucony byle gdzie sweter, słuchają radia, obcinają paznokcie. Koniec świata nadchodzi, a oni myją okna. Potem zdarza się coś, co rozdziela czas na przed i po"
Kiedy przeczytałam to zdanie, przypomniała mi się scena z filmu o Simpsonach (pewni...