Miłość powinna być piękna, dodawać skrzydeł i rozjaśniać nawet najczarniejsze dni. Niestety, nie zawsze tak bywa. Zdarza się i tak, że jest przyczyną wielu cierpień, wylanych łez i całego ogromu nerwów. I pomimo obezwładniającej siły uczuć finalnie poddaje się, pod naporem krzywd, losowych niedogodności i nieprzychylności innych. Zdarzają się związki, które już na starcie nie mają zbyt dużych szans. Czy więc mimo wszystko i tak warto zawalczyć o swoje szczęście?
Lena i Henryk ten tom rozpoczynają oddzielnie, otuleni tęsknotą, rozpaczą, zdenerwowaniem na siebie i okoliczności, w których się znaleźli. Wydawać by się mogło, że próby, którym zostali poddani w poprzednich częściach trylogii, będą dla nich wystarczające, lecz nic bardziej mylnego- przed nimi nadal długa droga. Ale ku czemu? Ku odnalezieniu szczęścia w swoich ramionach, a może w ramionach osób kompletnie nowych, które dopiero pojawią się w ich życiu? Czy tak inni od siebie ludzie, mogą w ogóle marzyć o wspólnym, dobrym zakończeniu? Bowiem nie tylko status majątkowy i styl życia diametralnie ich od siebie różnią. Henryk to duże, rozkapryszone dziecko, nieprzyzwyczajony do odpowiedzialności ani za siebie ani za innych. Zarówno życie jak i ludzi traktuje z przymrużeniem oka, dość lekko podchodząc do jakichkolwiek wydarzeń. Lena to spokojna, zrównoważona, młoda dziewczyna, która w swoim życiu przeszła już wiele i wyciagnęła z tego wnioski. Docenia osoby będące w jej otoczeniu, cechuje się szacunkiem i dob...