"Kobieta z lawiny" to trochę rozczarowanie, a trochę powieść przejmująca w swoim mozole. Reklamowana jako thriller, nie ma żadnych znamion tego gatunku, a raczej zaliczyłabym ją do literatury pięknej. Bardzo delikatna i subtelna, dotykająca problemów egzystencjonalnych.
To historia przewodnika górskiego, ratownika, który wraz ze swoją ekipą wyciąga spod lawiny kobietę. Nic o niej nie wiadomo, a ona sama, wybudzona ze śpiączki, nie pamięta nic ze swojego życia. I tu już by mogło robić się ciekawie, gdyby nie fakt, że tytułowa kobieta jest tutaj wątkiem raczej pobocznych, a całą uwagę poświęcamy rozterkom Nanniego i zwracaniem uwagi na piękno i majestat gór. Ta książka jest jak wspinaczka górska. Powolna, stateczna i, niestety, męcząca. Nie odnalazłam w tej powieści nic dla siebie, nie jestem fanką wspinaczek, w górach nie bywam, nijak nie mogłam wczuć się w sytuację bohaterów. A kobieta z zanikiem pamięci, nie wzbudziła u mnie żadnych uczuć.
Nie mogę powiedzieć, że to zła książka. Jest dobra, może się spodobać, ale to nie lektura dla mnie. Nie jest to thriller, a na to się nastawiłam, góry to nie mój klimat, a wszystkie wzniosłe przemyślenia do mnie nie trafiły.