"Klaskać jedną ręką" to książka wyjątkowa. Samo nazwisko autora sugeruje, że prawdopodobnie czeka na czytelnika pewna niespodzianka. Kto zna "Mechaniczną pomarańczę" może domyślać się, że i "Klaskać..." nie będzie banalną powiastką.
"Klaskać jedną ręką" jest swoistym pamiętnikiem/spowiedzią pewnej młodej, prowincjonalnej mężatki. Pisana lekkim stylem (niedouczonej) dziewczyny opowieść w zabawny sposób pokazuje nam pewną prawdę o życiu w małym angielskim miasteczku w latach 60. A jednak miasteczko to nie różni się niczym szczególnym od tysięcy innych miasteczek, również we współczesnym świecie. W jej życiu niewiele się działo, wciąż te same błahe rozrywki, znajomi, rodzina, nawet te same potrawy. Życie zogniskowane wokół teleturniejów i obiadu dla męża. I oto przydarza się coś, co zupełnie odmienia jej życie, nagłe bogactwo, którego nikt nie mógł się spodziewać...
Czy ważniejsze jest, co dzieje się wokół niej, czy też przemiany, jakim podlega jej psychika? A może autor chce nam pokazać, jak ona sama patrzy na taki przewrót w swoim życiu? A może po prostu kolejny raz zadaje pytanie: czy pieniądze mogą dać szczęście? Możemy się domyślić, że Burgess znów nas zaskoczy...
Książka wspaniale pochłania czytelnika. Jest lekka, zabawna i ciepła, a przynajmniej wydaje się taka po pierwszych stronach. Ta krótka opowieść pozostawia jednak czytelnika w lekkim osłupieniu i bez wątpienia zmusza (choćby tylko do krótkiej) refleksji.
[Recenzja zamieszczona wcześniej na Podaj.net]