Szczególnie ujmujące w "Rozpustnym nasieniu" (w języku angielskim gra między znaczeniem słowa "wanting" - "rozwiązły" lub "felerny", jak pisze autor w posłowiu z 1982 roku) - oprócz zaiste profetycznej wizji, która w 1962 nie musiała być wcale oczywista - są historiozoficzna perspektywa, oczytanie autora i jego kreatywność językowa. Jego książki nie są wymyślaniem przygodowej akcji w nieokreślonej, wyssanej z palca przyszłości, co u współczesnych autorów zdaje się być regułą. Ich wątki obficie czerpią z teraźniejszości i przeszłości, potwierdzając erudycję pisarza. Podobnie jak liczne cytaty i nawiązania do literatury - niejednokrotnie dowcipne ("Ktoś wypluł górną protezę i w powietrzu zawisł na chwilę wyszczerzony uśmiech kota z Cheshire." s.71). Fantastyczne światy układane z poglądów i wierzeń zaczerpniętych z teraźniejszości przez rodzaj krzywego zwierciadła, jakie tworzą, stają się zgryźliwym acz inteligentnym komentarzem do aktualnej rzeczywistości społeczno-politycznej. Ot, zasada większości dystopii. W dodatku Burgess dba o drobiazgi - nawet użyte w powieści nazwiska i nazwy miejscowości są znaczące. Są dowcipnie złośliwymi aluzjami do wydarzeń, postaci historycznych lub własnych znajomych.
Zaskakująco trafna i zarazem dowcipna jest jego (40-letnia już!) wizja, w której społeczeństwo homoerotyczne to lansowana i widoczna w mediach, kulturze i strukturach władzy nie tylko moda, ale preferowana i już właściwie jedyna ścieżka kariery. "Homo" to rządzący mai...