Jesteś osobom o mocnych nerwach? Czy raczej widząc tytuł związany z kanibalizmem omijasz taką książkę/film szerokim łukiem?
O fikcyjnej postaci Hannibala Lectera słyszał chyba każdy. Jednak co ze Stanleyem Bakerem, Joachimem Kroll i innymi kanibalami, którzy istnieli naprawdę? O nich nie jest tak głośno, a reportaż Christophera Berry-Dee „Kanibale. Sylwetki morderców” pozwala nam się im lepiej przyjrzeć.
Sięgając po „Kanibali…” trzeba mieć świadomość, że jest to książka mocna, szokująca i mrożąca krew w żyłach. Na samym początku Berry-Dee przybliża nam pojęcie samego kanibalizmu, a później… Autor pozwala Czytelnikowi zanurzyć się w umysłach prawdziwych potworów, które nie miały skrupułów, aby pić krew swoich ofiar, sprzedawać ich mięso na czarnym rynku, aby gotować sobie gulasz z rączek małych dzieci, czy przygotowywać sobie po prostu uczty z ludzkiego mięsa.
Podczas czytania niejednokrotnie łapałam się na tym, że nie mogłam uwierzyć w to co pisze Autor. Po prostu nie mieści mi się w głowie, że można być tak okrutnym potworem. Celowo nie piszę tutaj człowiekiem, ponieważ mam wrażenie, że bohaterowie książki swoje człowieczeństwo gdzieś po drodze zaprzepaścili i utracili.
„Kanibale…” to książka dla osób o mocnych nerwach, które mają świadomość, że reportaż ten może pozostać w ich umyśle przez bardzo długi czas. Mocna, intrygująca, zaskakująca, szokująca… P O L E C A M !...