Panie Brown! Tak się nie robi!
Żeby szanowanego profesora Langdona - specjalistę od SYMBOLI - wrzucać w jakąś tanią, nierealną sensację? Błagam...
Zatem na spokojnie...
- może i jest to niezła sensacja, ale od nierealnych sensacji jest pan Ian Fleming. A właściwie reżyserzy filmów o Jamesie Bondzie.
- pokochałam pióro pana Browna po Kodzie (oczywiście. nie jestem oryginalna). Na drugie wzięłam Anioły i Demony, a na deser Cyfrową Twierdzę. Pomimo blasków i cieni każdej z tych części (przepraszam - Kod był genialny i żadnych cieni nie miał), głównie w zakresie nadmiaru technologicznego słownictwa (Cyfrowa Twierdza), uważam, że dan Brown jest geniuszem.
Nie wiem co się stało w Inferno. Nie mam pojęcia. Kiedy się pojawiło w księgarniach, byłam bez przysłowiowego grosza przy duszy. Dzięki temu uniknęłam najgorzej wydanych pieniędzy. Pożyczyłam z biblioteki audiobooka.
I teraz sobie chwalę. Bo książkę z rozpaczy wyrzuciłabym przez okno, a komputera jednak szkoda...
- Uwielbiam sensacje, które mogłyby się zdarzyć. Wir i kocioł Bonda, , Forsytha. Maniacko oglądam filmy o Bondzie, który zeskakując z tamy dogania samolot, wzbudzając salwy śmiechu. Ale profesora lubiłam za co innego. Za wiedzę, za umiejętność jej wykorzystania, za wyciąganie wniosków z faktów. Taki był Kod, takie były Anioły, taka była nawet Cyfrowa Twierdza... A tu?
Profesor-akademik w garniturze od Armaniego, na którego polują wszyscy, odwiedzający w ramach...