Głównym powodem, że zdecydowałam się przeczytać tę książkę, prócz tego, że mam w domu identycznego psiaka jak ten na okładce, był sentyment do twórczości autorki. I jak zawsze potrafiła mnie wzruszyć, wywołać uśmiech, ale i zmusić do refleksji.
To siedem ciepłych, wzruszających historii świątecznych. O ludziach, którzy walczą z chorobą, brakiem zrozumienia, samotnością, zmagają się z żałobą, czy waśniami rodzinnymi. Czy tylko w świecie ludzi to wszystko jest tak skomplikowane? Czy sami stwarzamy problemy, zamiast szukać rozwiązań?
Okazuje się, że zwierzęta, gdy je tylko wpuścimy do naszej codzienności i serca, potrafią nam uzmysłowić, co jest w życiu naprawdę ważne. Potrafią zbliżyć ludzi nawet wtedy, gdy wydaje się to niemożliwe.
Najbardziej wzruszyłam się przy opowiadaniach "Odwaga najmniejszych" o chorym chłopcu, któremu umiera ukochany chomik, a rodzice za wszelką cenę chcą ukryć przed nim ten fakt, oraz "Dzieci i ryby głosu nie mają" o rodzinie pogrążonej w żałobie i karpiu, który zamiast na stół trafi do ich serc.
Uwielbiam podglądać ptaki, więc wspomnę też o opowiadaniu "Odlot", w którym bohater dzięki ptakom zdobywa nie tylko pasję, ale również akceptację i przyjaźń.
To idealna lektura dla wszystkich miłośników zwierząt, która rozgrzeje Was nawet w mroźne zimowe wieczory.