Upiory w 1980 roku w centrum Paryża? Okazuje się, że spośród rozlicznych niespodzianek współczesnego świata zagrozić nam może i taka. Kto jest kim w tej tajemniczej, intrygującej książce? Jakaś nieuchwytna, wędrująca poprzez stulecia i kontynenty tożsamość spaja Branly'ego, obu małych Herediów, wreszcie Heredię-Francuza oraz parę jeszcze innych osób. Ich dziwacznie splatane życiorysy i sylwetki psychiczne dają asumpt Carlosowi Fuentesowi do zajęcia się znów - podobnie jak w "Aurze", "Urodzinach", "Terra Nostra" - problemem transmigracji tożsamości jednostkowej i zbiorowej. Dlatego też w tej "gotyckiej" powieści o upiorach, w której meksykański pisarz okazał się raz jeszcze nie byle jakim mistrzem w kreowaniu atmosfery niesamowitości, dominuje pytanie: Co to znaczy być Latynosem? Fuentes, sam przecież Latynos, odpowiada bezlitośnie ustami jednego ze swoich bohaterów: Latynos to człowiek, który "przemienia w melodramat wszystko, czego się tknie", ponieważ "tragedia jest dlań owocem zakazanym, więc nawet to, co go najbardziej boli, mieści się w rubryce cyrkowych nieszczęść". Tym słowom i sobie na przekór, oscylując pomiędzy lirycznym i egzystencjonalnym zadumaniem a pełnym ironii i sarkazmu dystansem, autor odsłania przed czytelnikiem coraz bardziej złożone uwarunkowania i nawarstwienia składające się na portret Latynosa.