Książka "Gra o prezydenta" jest swoistą grą z czytelnikiem albo grą o czytelnika. Niestety, grą przegraną ze względu na miałki, bardzo ubogi i kanciasty styl, jakim została napisana. Odnosi się wrażenie, że nawet AI napisałaby to lepiej. Książka jest słaba również z powodu sztucznych, szeleszczących papierem postaci, których los i działania bardzo szybko przestają czytelnika wciągać i obchodzić, a zaczynają irytować. Fabuła dostarcza emocji jak na grzybobraniu - choć w sumie nie wiem, czy przy grzybobraniu nie byłyby one większe. Estetycznie książka też nie zachwyca - okładka jedna z wielu, sztampowa, nie przyciąga niczym.
Z o wiele większym zainteresowaniem niż samą książkę czyta się jej recenzje, ale nie te z wysoką oceną punktową, bo one dotyczą chyba jakiegoś innego dzieła o tym samym tytule, które - kto wie - być może obroniłoby się samo, bez konieczności wytaczania dział w postaci fejkowych kont wystawiających same dziesiąteczki. Pan autor z jednej strony nie potrafii zaakceptować niepochlebnej, ale jakże merytorycznej recenzji, a z drugiej uważa, że śmierdząca afera, jaką sam wywołał, robi książce dobrze. Chciałoby się zapytać: gdzie sens, gdzie logika? Chciałoby się też zapytać, gdzie uczciwość, ale przecież temat jest polityczny, więc...