Ująć propozycję poetycką Michała Trusewicza dałoby się najogólniej chyba tak, że to poezja wymagająca, a więc wiersze dla wymagających oraz wiersze wymagające skupienia, choć i równie często skupione na samych sobie albo, jak kto woli, na języku. Jeśli więc ktoś pyta, co robi awangarda po awangardzie albo też w jaki sposób gra się resztkami tych strategii i gestów, które dawno skamieniały i utworzyły nową warstwę historii literatury na styku fenomenologii, surrealizmu i powinności socjalnych, „Frakcje” zdają się oferować jeśli nie odpowiedź, to zestaw sumiennych metodologicznie notatek z jej poszukiwań.
Między dyskursywnym a referencyjnym kąsaniem bohaterowie tych wierszy przenoszą się w towarzystwie pojęć i wizji do nieistniejących państw, śledzą kursy wycofanych z obiegów walut oraz dokonują wielu innych syntez w dziedzinie ontologii bytów niemożliwych. W końcu, choć nie na końcu, humor – w trawestacjach, przechwyceniach i cytatach, z których część stanowi hermetyczny przekaz dla tych, co lubią poezję, a część wręcz przeciwnie: rozszczelnia komunikat i dotlenia, by umożliwić zdziwienie nowoprzybyłych.