Max Czornyj nie zwalnia tempa i po raz kolejny w tym roku zaserwował nam opowieść inspirowaną życiorysem seryjnego mordercy. Poprzednia bardzo mi się podobała, ta zdecydowanie mniej. Mam wrażenie, że sprawy, przy których mamy więcej opracowań i rzetelnych źródeł, wychodzą autorowi znacznie gorzej niż te, gdzie może bardziej dać się ponieść własnej wyobraźni.
"Ed Gein" to książka, której główny bohater odrzuca mnie tak bardzo, że nie zagłębiałam się nawet nigdy szczegółowo w jego życiorys. Już sama ogólna wiedza wywołuje u mnie dyskomfort, a poziom jego zaburzeń przekracza moje wyobrażenia. To też pewnie wpłynęło na mój odbiór tej historii, ale postaram się odnieść w mojej ocenie przede wszystkim do tego, jak to wszystko zinterpretował Czornyj.
Autor w posłowiu wspomina o tym, że starał się narracją oddać ewolucję Eda jako człowieka, wszak przeprowadził nas przez większość jego życia od lat nastoletnich po naturalną śmierć w zakładzie psychiatrycznym. I to akurat mogę uznać za największy plus tej książki, ponieważ te różnice są dostrzegalne i sprawiają naprawdę wiarygodne wrażenie.
Wątpię, by coś takiego miało szansę wydarzyć się w naszych czasach. Mamy większą świadomość chorób psychicznych i różnego rodzaju zaburzeń, a choć system bywa zawodny i wśród ludzi panuje znieczulica, to wydaje mi się, że Ed Gein zostałby już na etapie wczesnoszkolnym skierowany do specjalisty. Rodzina, w której dorastał też raczej znalazłaby się w kręgu zainteresowania pomocy społecznej. Chciałabym wręcz wierzyć, że temu chłopcu dałoby się jakoś pomóc, choć wiem, że to już akurat mało prawdopodobne.
Częściowo zapoznawałam się z tą historią także w formie audiobooka i muszę tu wspomnieć o tym, że ogromnie irytowało mnie to, że lektor nie potrafił się zdecydować jak wymawiać nazwisko głównego bohatera. Niby szczegół, ale naprawdę kluczowy i o ile staram się nie czepiać dziwnych manier głosowych czy sposobu interpretacji, to coś takiego jest dla mnie zwyczajnym zlekceważeniem odbiorców.
"Ed Gein" to pozycja, z którą można zapoznać się w jeden wieczór. Wiem, że niektórzy lubią podjadać w trakcie czytania, ale przy twórczości Maxa Czornyja to zdecydowanie niewskazane. W tym przypadku szczególnie, gdyż wspominałam już, że dla mnie to wyjątkowo obrzydliwa sprawa. Z drugiej strony fascynująca z psychologicznego punktu widzenia, więc warto się nad nią pochylić...
Moje 6/10.