Po pięciu długich latach przerwy na rynku wydawniczym pojawił się szósty tom cyklu przygód detektywa amatora Jana Morawskiego, dołączając tym samym do grona stylowych i klimatycznych kryminałów retro.
Jan Morawski wraz z nieodłącznym kamerdynerem Mateuszem przyjeżdża do majątku Jankowice, aby znaleźć odpowiedź na dręczącą go od dawna zagadkę związaną z fałszerstwami banknotów. Mamy rok tysiąc dziewięćset pierwszy, a Jankowice znajdują się pod zaborem pruskim i znajdziemy w tekście całe mnóstwo odnośników do tej sytuacji. Ledwie Morawski pojawia się w Jankowicach, odnajduje zwłoki jednego z gości. Nikt z mieszkańców nie przypuszcza, że wielkopolski pałac wkrótce stanie się areną kolejnych zbrodni. Czy są one związane z osobą detektywa? Jaki motyw mógł mieć morderca i czy jest to ta sama osoba w przypadku wszystkich ofiar? I wreszcie, czy to faktycznie są morderstwa? Niemieccy policjanci zdecydowanie skłaniają się ku śmierciom samobójczym. Co na to Jan Morawski?
Atmosfera w pałacu zagęszcza się, szczególnie w chwili, kiedy mieszkańcy orientują się, że morderca może przebywać wśród nich. Zamknięty krąg podejrzanych wywołuje napięcie i wzajemne podejrzenia. Detektyw ma do wyboru sporo osób i każdą ewentualność musi dogłębnie przeanalizować.
Właścicielką majątku jest pani Róża Jankowska, oprócz niej mieszka tu jej syn Hipolit z żoną Lonią oraz jej brat, a wśród gości znaleźli się Erik Bergson z żoną Riną, Karl Gustaf...