Są takie książki, których zna się okładkę i często się ją widzi, ale jakoś nigdy się po nie sięgnęło.
Tak właśnie miałam z cyklem „Krucze pierścienie”. Jednak nadszedł ten moment, kiedy w rękach miałam już pierwszy tom, czyli „Dziecko Odyna” otworzyłam ją i przepadłam.
Już od pierwszych stron ta historia po prostu ma jakiś w sobie magnes, który powoduje, że po prostu chce się czytać. Niby początkowo nie gna tak strasznie szybko, ale wszystko, co się dzieje w tej książce po prostu powoduje, że chce się poznawać kolejne losy bohaterów. Dalsze części podróży, elementy świata no wszystko. Po prostu, aż brakowało mi słów w trakcie, żeby powiedzieć, jak bardzo mnie to wszystko ciekawiło. Jest to ponad 600 stron książki, a nie czuje się tego. Znajdziemy tu również opisy, ale i akcję oraz oczywiście bardzo ciekawych bohaterów. Co najważniejsze to wszystko ma jakieś tło poznajemy na przykład zachowania, czy przeszłości kulturowe. To wszystko powoduje, że po prostu tę książkę się nie czyta, nawet się nie zjada, nie pochłania, po prostu się w niej jest. Jak się z niej wychodzi, to człowiek ma takie dziwne uczucie. Wciąga po prostu. I ja naprawdę jestem w szoku, że dopiero teraz tak serio wzięłam tę książkę do przeczytania. Bo tutaj nie są idealni bohaterowie są bardzo prawdziwi, którzy nie pokazują nam jacy to są wspaniali i wszystko umieją tylko właśnie to jest. Na przykład główna bohaterka mówi o sobie, że jest "zgnilizną". Jeszcze w sumie chyba nie czytałam nigdy fantast...