“Dzieci lwa” Marcina Mellera to historia jednostki, dzięki której poznajemy historię całego kraju. Poprzez współczesną intrygę kryminalną przenosimy nas do końcówki XX wieku, w lata 80-te czasów polskiego PRL-u i lata 90-te do Gruzji w czasie brutalnej wojny domowej. Zaczynamy się współcześnie, od dziennikarza, którego nieujawniany wcześniej materiał z przeszłości stawia przed sądem internetowo-społecznym. A wiemy, że ten jest bezlitosny, nawet w chwili, gdy nic nie jest jeszcze tak naprawdę potwierdzone. To ciekawy punkt wyjścia, jednak ważniejsze jest to, co niesie przeszłość. I tam przyglądamy się znajomości dwóch młodych chłopców, studentów historii, którzy chcieli coś zrobić, by zaistnieć na scenie dziennikarskiej, reporterskiej. I to przywiodło ich do Gruzji w czasy, gdy szalała tam wojna. Poznajemy ten kraj trochę przez obyczaje, trochę przez jedzenie, ale najważniejsza jest ta strona polityczna - kto z kim walczy, co się dzieje, jak bardzo polityka wpływa na los zwyczajnych ludzi. Solidna dawka historii, a równocześnie przestroga - nigdy nie wiesz kiedy wojna wybuchnie pod twoimi drzwiami… Całość oddana jest w reporterskim, surowym stylu, to bardziej relacja, niż opis przeżyć wewnętrznych postaci, dlatego też może nie najłatwiej jest się czytelnikowi z nimi związać. Mnie jednak ten tytuł zaskoczył - spodziewałam się sensacji, a dostałam spokojną historię obyczajowo-historyczną, która ukazała przede mną kawał historii ciekawego kraju, o której nie miałam pojęcia. Smaczkiem jest też zakorzenienie w dawnych czasach, wspominki o rockowych polskich kapelach czy filmach, które wtedy w drugim obiegu plątały się gdzieś po polskim rynku.