„Dzieci lwa” autorstwa Marcina Mellera to niezwykle wciągająca książka, która łączy w sobie elementy sensacji, przygód, a nawet reportażu. Już od pierwszych stron stajemy przed zagadkową sprawą śmierci sprzed 30 lat, o którą oskarżony zostaje Wiktor Tilszer — znany dziennikarz o ugruntowanej pozycji, podejrzany o zamordowanie swojego najlepszego przyjaciela. Do sieci wycieka obciążające go nagranie. Czy Wiktorowi uda się oczyścić swoje dobre imię? W tym celu powraca do Gruzji, pełnej zarówno dobrych, jak i złych wspomnień.
„Dzieci lwa” to sentymentalna podróż do przełomu lat 80. i 90., czyli czasów młodości autora. To, jak sprawnie Meller opisuje dynamikę zmieniających się czasów końcówki PRL-u, zasługuje na ogromną pochwałę. A poza tym przenosi nas do jego ukochanej Gruzji, bo nie od dziś wiadomo, że Marcin Meller ma na jej punkcie małego bzika ;) W książce poznajemy Gruzję z końcówki lat 90., kiedy była ona pochłonięta wojną. Ilość ciekawostek, które udało się przemycić Mellerowi, jest niesamowita! Jednak trzeba przyznać, że choć wszystkie te ciekawostki są interesujące, to niestety niewiele wnoszą do fabuły. Mnie osobiście to nie przeszkadzało, ale wiem, że wiele osób może to drażnić.
Najmocniejszym, a zarazem najsmutniejszym elementem tej powieści jest motyw przyjaźni. Max i Wiktor — razem zaczynają studia, później praktyki, wspólnie wyruszają do ogarniętej wojną Gruzji. Ich przygoda nie ma happy endu — jeden wraca, a drugi przez lata nie potrafi pogodzić się ze śmiercią przyjaciela. To właśnie w tej relacji nie brakuje prawdziwych emocji, a jak silna więź łączyła mężczyzn, możemy odkryć dopiero na samym końcu powieści.
„Dzieci lwa” to historia o wojnie w Gruzji, ale także o sile prawdziwej przyjaźni. Śmierć, krew, tragedie mieszkańców Gruzji to nieodłączne elementy tej powieści, ale siła przyjaźni Wiktora i Maxa skleja obolałe serce i sprawia, że cała historia okazuje się być naprawdę warta uwagi. Serdecznie polecam!