Dla mnie osobiście „Don Kichot” jest przede wszystkim parodią pisanych na potęgę kontynuacji „Amadisa”. Z tym to już w ogóle wyszła zabawna sprawa. Oryginał (cztery tomy) napisany został przez Joao de Lobeirę gdzieś pod koniec XIII wieku i był jednym z ulubionych dzieł Cervantesa. Jednak liczne kontynuacje autorstwa jego nieudolnych naśladowców były tak potwornie słabe i toporne, że stały się nieświadomie swoją autoparodią. Wyśmiewanie tej dziwacznej mody stało się dla Cervantesa jednym z filarów „Don Kichota”. Jednak dla wielu ekspertów książka ta, jest w głównej mierze lekko zakamuflowaną krytyką hiszpańskiego społeczeństwa, jej władz, ich moralności (a często braku), czy kwestii światopoglądowych tamtejszych mieszkańców.
Pierwszy tom (w tłumaczeniu państwa Czernych) czyta się zdumiewająco przyjemnie i szybko. Z drugim może być większy problem, bo następuje lekki przesyt. Kolejne przygody są poprowadzone według podobnych, powtarzających się schematów, „niespodziewane” zbiegi okoliczności są z góry jak najbardziej spodziewane, a całość sprawia raczej siermiężne wrażenie. Jest tego po prostu za dużo. Wygląda to tak, jakby pierwszy tom „wykuwał” dobry rzemieślnik, a drugi sklecił jego czeladnik, który zerkał mu przez ramię przy robocie.
O bohaterach napisano już tyle, że właściwie przedstawianie ich byłoby zwyczajnie bez sensu, a niektórzy jeszcze by się zirytowali gdybym się na ten temat tutaj produkował.
Trochę mnie zastanawia tylko, czemu na hasło „Don Kich...