„Dom w butelce” musiałam „rozchodzić”. Po każdej przeczytanej historii, myślałam o niej i wychodziłam, przeżywałam to co przeczytałam. Kiedy już zbliżałam się do połowy książki zaczęłam ją czytać na głos w domu. Zazwyczaj czytam fragmenty, w ten sposób dzielę się tym co mnie bawi, porusza, czy po prostu jest świetnie napisane. Tak się rozkręciłam z czytaniem, że każdą z historii wypowiedziałam na głos. Bardzo chciałam te historie opowiedzieć by nie zostać z opowieściami i przemyśleniami sama.
Książka jest zapisem dwunastu rozmów, jakie przeprowadziły autorki z Dorosłymi Dziećmi Alkoholików. Te rozmowy były prawdziwe, szczere. Ta szczerość i prawda była uderzająca. W dużej mierze pomogła w tym anonimowość. Nie poznamy prawdziwych imion, nazw miejscowości, bo to nie jest istotne. Ważna jest historia. Bohaterowie tej książki przetrwali wiele. Niektórzy są po terapii, część się na nią nie zdecydowała. Jedni radzą sobie dobrze (to często właśnie zasługa długiej i żmudnej pracy ze specjalistą i często siły, którą w sobie już mieli), a inni powielają schematy jakich nauczyli się w domu. Bo niestety w szkole nie uczą, jak to zapragnął jeden z bohaterów, jak chwalić, jak karać, jak przytulać.
Wstyd, przemoc, ukrywanie przed innymi, że mama, ojciec pije, zastanawianie się czy inni jednak nie wiedzą, czy nie myślą o mnie, że jestem z tej patologii. Takie uczucia towarzyszą dzieci...