Niech nas nie zmyli okładka najnowszej książki poetyckiej Joanny Żabnickiej. To, co na zewnątrz proste, zwyczajne, niepozorne, kryje w sobie „kolorowe rysunki”, które „nie wzięły się znikąd”. W świecie bohaterki „śmieciarki wychodzą na żer”, pies „szczeka o rzeczach, które były mu dane”, i trudno nam się „powstrzymać od patrzenia / w słońce”. Wiersze te, choć zrazu subtelne i jasne, tu i ówdzie ciemnieją. Sporo w nich drobiazgów codzienności: jedzenia, rytuałów życia, podpatrywania i opatrywania ran. Dobre sąsiedztwo wymaga woli współistnienia w zbiorowości, jednak to, co międzyludzkie, nigdy nie przestaje być jednostkowe. „Trochę to wygląda / na szukanie wymówek, ale co my tam wiemy”. No właśnie.