Jest 1662 rok. Przed laty Mary wraz z rodzicami opuściła Anglię i przypłynęła do Bostonu. Dwudziestoczterolatka od pięciu lat jest żoną Thomasa Deerfielda, tyrana, który w zaciszu domu bije ją i upokarza. Kiedy ten wbija jej widelec w dłoń, dziewczyna uznaje, że miarka się przebrała i wnosi o rozwód. W świecie rządzonym przez mężczyzn, oficjalne odejście od męża jest niemal czymś niemożliwym. Mary chce jednak dopiąć swego. I może wszystko poszłoby po jej myśli, gdyby rozprawa rozwodowa nie zamieniła się w oskarżenia o czary.
I kto by pomyślał, że trójzębny widelec wbity w ziemię, uważany przez wielu za diabelski symbol, rozpocznie serię oszczerstw i oskarżeń kierowanych w stronę Mary.
To było moje drugie spotkanie z twórczością autora i tym razem pokochałam jego książkę miłością ogromną. “Czarownica z Bostonu” to genialnie namalowany portret XVII-wiecznego społeczeństwa, które drżało na samą myśl o wychodzeniu z utartego schematu, życiu wbrew Biblii i czarach.
Niech nie zwiedzie Was tytuł. To nie jest powieść z gatunku fantasy, to historyczna obyczajówka z thrillerowym zacięciem. Bez eliksirów, bez mioteł, bez kotów na ramieniu, ta książka i tak ma w sobie mnóstwo magii. Literacko – jedna z lepszych powieści, jaką kiedykolwiek czytałam. Autor prostym, lekkim językiem, bez niepotrzebnych wygibasów stylistycznych prowadzi czytelnika przez zaściankowy świat, pełen uprzedzeń i stereotypów. Ale jak ...