Umówmy się, że na poważnie już było. Są pewne wydarzenia, teorie, informacje, które należą do wiedzy ogólnej, słyszał o nich każdy, każdy mniej więcej wie, o co chodzi. Po co po raz kolejny słuchać o piramidach, rewolucji przemysłowej czy powstaniu USA, siedząc sztywno i potakiwać przy tym głową, skoro... można tego posłuchać załamując ręce i szukając wzrokiem ukrytej kamery?
Podejrzewam, że właśnie takie pytanie zadali sobie twórcy tak cudacznej postaci, jaką jest Philomena Cunk. Philomena jest totalną ignorantką czy raczej, żeby ująć to jak najdelikatniej, osobą o bardzo małym rozumku. Jej encyklopedia jest... no... jak sama stwierdziła - "Jest to książka". W serialu, który można obejrzeć na Netfliksie, podróżuje po świecie i (metaforycznie) historii, ale też rozmawia z profesorami, ludźmi nauki. Och, to było najgorsze. Czułam dreszcze żenady jak przy oglądaniu pierwszego sezonu "Biura"... (Obejrzałam cały. Uwielbiam.)
"Cunk o wszystkim. Encyklopedia Philomennica" na szczęście nie zawiera podobnych rozmów, tylko same hasła i ich bardzo pokrętne tłumaczenia. Ten tytuł nie zna żadnych świętości, miesza wszystko ze wszystkim. Zdania, jeśli akurat nie zawierają logicznych lub merytorycznych błędów, są po prostu zbyt oczywiste i to też razi w oczy. Podobno po przeczytaniu książki człowiek jest trochę mądrzejszy, po tej będzie wręcz odwrotnie.
Czytelnik aż zaczyna sobie dobrowolnie zadawać pytania ...