Trzęsą mi się ręce, nie potrafię przełykać śliny, bolą wszystkie mięśnie, a to tylko dlatego że CZYTAŁAM powieść o wojnie w Dombasie. O ciałach spadających z nieba, porwanych i gwałconych dziewczynkach, przemycaniu zaopatrzenia oraz żywności, sile wsparcia niepozornych jednostek czy ciągłym lęku, jaki towarzyszy od razu po wyjściu z domu. Tamara Duda stworzyła hołd dla bohaterów oraz ofiar wojny we wschodniej Ukrainie z dwutysięcznego czternastego roku. Dla każdego, kto musiał zmierzyć się z brutalnym najeźdźcą.
Główna bohaterka „Córeczki“ to kobieta jakich wiele. Historię rozpoczyna porzucenie przez ojca i trafienie pod skrzydła babki w Doniecku. Wszystko zapowiada dramat obyczajowy o traumach z dzieciństwa. Obserwujemy jak z niepozornej dziewczynki wyrasta silna kobieta, która zarabia dzięki sztuce i zatrudnia ludzi równie zdolnych, co ona. Tyle że nadchodzi wojna. Powoli, po cichu. Do codzienności wkrada się napięcie, a sytuacja zamiast łagodnieć, zaostrza się. I tak artystka przekształca się w wolontariuszkę, która załatwia pomoc dla ukraińskiej strony konfliktu, jest częścią wojny podjazdowej, a na skutek tego nie może zamknąć oczu na to, co wokół niej się dzieje, choć niejeden raz właśnie na to miałaby ochotę. Bo rzeczywistość wojenna to świat brutalny, wymykający się wszelkiej logice, przekraczający to, ile jeden człowiek może znieść. Jedynym sposobem na przetrwanie staje się działanie, bycie w ciągłym ruchu. Oraz szczypta czarnego humoru.
Powieś...