Bohaterem powieści jest antropolog sądowy, jeden z najlepszych w Wielkiej Brytanii, a może i nie tylko, David Hunter. Kiedy w wypadku drogowym zginęła tragicznie jego żona i córka, Hunter porzucił świetnie rozwijającą się karierę, Londyn i zwłoki, na których zna się tak dobrze, i wyjechał do małego miasteczka, Manham.
„Wiejska przychodnia poszukiwała lekarza pierwszego kontaktu na umowę okresową. Na pół roku; mieszkanie zapewnione"[1].
Sielanka trwała trzy lata. Do momentu, kiedy to dwóch dzieciaków znalazło rozkładające się zwłoki. Śledczy odkrywają zawodowe sukcesy Huntera w Anglii, Szkocji, Irlandii Północnej, Iraku, Bośni, w Kongo, specjalistyczne szkolenie w USA, i nakłaniają do współpracy. Zwłaszcza, że wkrótce znika kolejna kobieta. I tak David Hunter musi, choć bez zapału, wrócić do swojej profesji.
„Ciało ludzkie zaczyna się rozkładać cztery minuty po śmierci. Coś, co było kiedyś siedliskiem życia, przechodzi teraz ostatnią metamorfozę. Zaczyna trawić samo siebie. Komórki rozpuszczają się od środka. Tkanki zmieniają się w ciecz, potem w gaz. Już martwe, ciało staje się stołem biesiadnym dla innych organizmów. Najpierw dla bakterii, potem dla owadów. Dla much. Muchy składają jaja, z jaj wylęgają się larwy. Larwy zjadają bogatą w składniki pokarmowe pożywkę, następnie migrują. Opuszczają ciało w składnym szyku, w zwartym pochodzie, który podąża zawsze na południe. Nikt nie wie dlaczego"[2].
W miasteczku nie da się już udawać, że zabójcą jest ktoś przypadkowo przejeżdżający przez te okolice. To ktoś miejscowy, który na dodatek utrudnia poszukiwania jednej z ofiar, zakładając w pobliskich lasach sidła i wnyki, raniące ludzi. W Manham wytwarza się stan zbiorowej psychozy. Wszyscy podejrzewają wszystkich, a obcych to już mocno biorą pod lupę, a bywa i gorzej – posuwają się do przemocy.
Poza tym, co najważniejsze i oczywiste, znaleźć można też w powieści przemyślenia autora na różne tematy, na przykład stwierdzenie, że tylko strach i ludzka tragedia potrafią zmienić sługę bożego w człowieka opatrznościowego.
Dobry, może nawet bardzo dobry warsztat. Nietuzinkowa fabuła. Jednak ze względu na wyjątkową… hm… drastyczność opisów rozkładających się zwłok radzę się bardzo poważnie zastanowić przed rozpoczęciem lektury.
--
[1] Simon Beckett, "Chemia śmierci", przekład. Jan Kraśko, wyd. Amber, 2006, s. 11.
[2] Tamże, s. 5.