„Ciało ludzkie zaczyna się rozkładać cztery minuty po śmierci. Coś, co było kiedyś siedliskiem życia, przechodzi teraz ostatnią metamorfozę. Zaczyna trawić samo siebie. Komórki rozpuszczają się od środka. Tkanki zmieniają się w ciecz, potem w gaz. Już martwe, ciało staje się stołem biesiadnym dla innych organizmów. Najpierw dla bakterii, potem dla owadów„
Jakiś czas temu, jak się właśnie okazało, całkiem długi czas, przeczytałam książkę Simona Becketta "Zapisane w kościach". Lekturę tą oceniłam wtedy na "rewelacyjna" i obiecałam sobie do pana Becketta wrócić. Trochę mi to zajęło, wciąż jest tyle do przeczytania i wciąż powstają nowe książki, że niestety różnej jakości, to można ocenić dopiero po przeczytaniu, a to wszystko zabiera czas... Ale wracajmy do pana Becketta.
Tym rzem przeczytałam jego pierwszą książkę, która przyniosła mu rozgłos i jednocześnie pierwszą z cyklu "Dr David Hunter" pt. "Chemia śmierci". Poznajemy więc doktora Huntera, który już od trzech lat mieszka i pracuje w niewielkiej miejscowości o nazwie Manham, gdzie pełni funkcję zwyczajnego lekarza rodzinnego. Nikt, łącznie z jego pracodawcą nie wie, kim naprawdę jest ów doktor i jak niesamowitą ma wiedzę na temat śmierci. Nikt też nie wie, co przygnało Huntera do tego małego miasteczka, gdzie główną "rozrywką" są polowania i picie piwa w jedynym miejscowym barze. Czas płynie leniwie i spokojnie, aż do pewnego momentu, który zmieni wszystko, nie tylko w życiu pana doktora..
Z każdą kolejną przewróconą kartką dowiadujemy się coraz więcej o doktorze, jego życiu prywatnym, zawodowym, oraz o specyfice życia w malej miejscowości, gdzie kichniesz na jej jednym końcu, a z drugiego końca mówią ci "na zdrowie". Lecz takie małe miasteczka, mają też swoją ciemną stronę, są więc martwe zwierzęta, sidła i wnyki zastawiane, również na ludzi. Aż w końcu jest i martwe ludzkie ciało...
Książka jest miejscami obrzydliwa w opisach rodem ze słynnej "Trupiej Farmy" Billa Bassa. Jednak dla tych, którzy lubią takie klimaty, okazuje się naprawdę fascynująca. W końcu takie jest życie, a raczej taka jest śmierć i nikt przed nią nie ucieknie i nigdzie się nie ukryje. W każdym razie nie polecam czytać jej przy jedzeniu. Nie zaskoczyła mnie osoba sprawcy, chociaż autor kluczył i usilnie podsuwał mi inne tropy. Jakoś szybko się domyśliłam, kto jest tym niegodziwcem. Myślę, że nie było to moje ostatnie spotkanie z tym autorem i jego doktorem Hunterem.