Gdybym miała wybrać jedno słowo opisujące „Carlosa” autorstwa Grażyny Adamskej powiedziałabym, że jest to książka DOJRZAŁA. Główna bohaterka (dzięki bogu) nie jest kolejnym kopciuszkiem niemającym poczucia własnej wartości, a jedynie czekającym na swojego księcia z bajki, który zmieni jej życie.
Roza Nika Adkinson jest znaną autorką erotyków, a przede wszystkim pewna siebie kobietą, spełniającą się w tym czym się zajmuję, a także wiedzącą czego oczekuje od związku, mimo bolesnych doświadczeń z przeszłości. Ma swoje wady, jak każdy człowiek, jednak potrafi przekształcić je na zalety, a przede wszystkim lubi siebie. Jest to coś z czym bardzo wiele kobiet ma problem, m.in. przez wpływ współczesnych mediów, a także internetu.
Z drugiej strony poznajemy tytułowego Carlosa, teksańskiego przedsiębiorcę, który już na pierwszy rzut oka wyróżnia się z tłumu przez bliznę na twarzy oraz ślady po oparzeniach. Mężczyzna ten zwraca uwagę na Nikę już przy pierwszym ich spotkaniu i mimo kilku gaf, które popełnia czuje potrzebę, żeby ją odnaleźć.
Wydarzenia, które następują później doprowadzają do ponownego ich spotkania, a potem… no właśnie, żeby dowiedzieć się co wydarzyło się później sami musicie się przekonać.
„Carlos” jest romansem, którego akcja osadzona jest w Teksasie, z elementami akcji, której zupełnie się nie spodziewałam. Narracja prowadzona jest z dwóch perspektyw, co nie jest moim ulubionym zabiegiem, ale tutaj się sprawdza.
...