„Bretania – w środku lasy, wokół morze – tak się tam powiada. Jest tam na tyle pięknie, że prędzej czy później dopada człowieka melancholia. Może to ona właśnie pchnęła Gauguina dalej w świat? Może też czuł potrzebę odrobiny niedoskonałości, na której można by przez chwilę zawiesić oko? (…) Są tu: gotyckie katedry; kalwarie – kamienne sceny opłakiwania pod krzyżem zajmujące sporą część placyków przed kościołami; klify, nad którymi unosi się wspomnienie rycerzy Okrągłego Stołu; dryfujące po zatoce żaglóweczki, w których dzieci uczą się nawigacji i które optymistycznie zwą się espérances. Są stojące przy źródełkach, obrosłe mchami i porostami kapliczki odstraszające celtyckie duchy miejsc. W otoczonej przez ocean krainie ujścia słodkiej wody sprzyjają cudom. Kąpiel w kamiennej sadzawce przy źródełku działa tak, jak zanurzenie się w napoju magicznym, do którego wpadł w dzieciństwie Obeliks: dodaje sił”. Tak zaczyna się niedługa, lecz gęsta opowieść zapraszająca do podróży przez kilka tysiącleci: od celtyckich menhirów po André Bretona i teorię piękna konwulsyjnego.