Reportaż Marty Grzywacz "Blizny. Prawdziwa historia 'królików' Ravensbrück" to opowieść o kobietach, dla których wraz z przekroczeniem bram wspomnianego w tytule obozu rozpoczęło się prawdziwe piekło. Już wcześniej, podczas przesłuchań w Pawiaku część z nich doświadczyła okrucieństwa okupanckich sił, mimo to - nikt i nic nie był w stanie przygotować tych młodych dziewczyn na podróż wprost w ręce ludzkich potworów.
Tutaj, podobnie jak w przytaczanej niedawno "Sadystce z Auschwitz" czy znanej mi już wcześniej historii "Kobiet z bloku 10", dotykamy wręcz namacalnie dowodów nazistowskiego horroru, z pełną gamą jego okrucieństwa i okropności. Wiemy zatem, że nasze bohaterki będą musiały każdego dnia na nowo podejmować próby mierzenia się z obozową rzeczywistością, z głodem, ze strachem, z cierpieniem.
To ostatnie przypadnie im w udziale jeszcze mocniej, gdyż kobiety te wybrane zostaną do pseudomedycznych eksperymentów. Wbrew zdrowemu rozsądkowi i woli bohaterek, poddane będą doświadczeniom, zagrażającym ich zdrowiu a nawet życiu.
Obrazy obozowej codzienności zostawiam na boku- są one wspólne każdemu takiemu miejscu kaźni, szokują i budzą całkowite niezrozumienie. W przypadku opisywanej przeze mnie niedawno sylwetki Marii Mandl -którą spotkamy również w Ravensbrück i która przez czas swojego pobytu na trwałe wryje się w pamięci więźniarek- obserwowaliśmy mechanizm pchający proste, często niespełnione jednostki do całkowitego wtłoczenia się w spiralę uzyskanej nagle, nieograniczonej wręcz władzy.
Reportaż M. Grzywacz każe zastanowić się nad czymś innym - dlaczego lekarze, ludzie wykształceni, posiadający już wcześniej zarówno pozycje jak i społeczne znaczenie, stali się mordercami, pomocnikami w ludobójstwie? Czy oni również napawali się poczuciem mocy i siły, czy naprawdę wierzyli w hasła czystej rasy i w swojej wyższości uznali, że eliminacja "gorszych" jest aktem swoistej łaskawości?
Pewnym jest, że okrutne zabiegi, których dokonywali nie miały praw zaistnienia w nauce, nie tylko przez wzgląd na ich zupełny brak jakiekolwiek etyki, a choćby tylko przez deficyt profesjonalizmu w samych procedurach. Eksperymenty przeprowadzane były źle, "króliki" po zabiegach zostawiane były samym sobie, opatrunki zmieniano im tylko raz w tygodniu, co prowadziło do nieustannych infekcji i kolejnych zakażeń. Brak podstawowej higieny i fuszerka podczas samych operacji sprawiały, że nie miały one żadnej wartości naukowej. Czyż nazistowscy lekarze o tym nie wiedzieli? Wiedzieć powinni. Co gorsza - często badali coś, co dawno zostało już sprawdzone i potwierdzone.
"Operacje miały przynajmniej tą dobrą stronę, że ja nauczyłam się trochę operować" powie Herta Oberhausen i rzeczywiście - fakt ten będzie dla niej trampoliną do lepszego życia. Frau Oberhausen, skazana co prawda - na śmiesznie niską wobec okoliczności - karę pozbawienia wolności, po wojnie będzie prowadziła własną praktykę lekarską i jako pediatra pracować będzie niemal do początku lat 60.
Ale to już zupełnie inna historia….
"Blizny" to książka trudna, mówiąca o nieludzkich czasach, ale to również budującą historia kobiecej solidarności, opowieść o sile przetrwania, o odwadze i wadze ciepłego słowa w miejscu opuszczonym przez dobro.
Bohaterki wspomnień żyły w otchłani zła a mimo tego uratowały swoje serca. Niestety ślady dokonywanych na nich eksperymentów nie wymazał bieg czasu, większość z nich nigdy już nie odzyskała dawnej sprawności, czas wyzwolenia przyniósł kolejne zabiegi, których celem było zniwelowanie tragicznych skutków obozowych doświadczeń.
Na koniec dodam,że wspomniane przeze mnie na wstępie pozycje świetnie się uzupełniają, wspomnienia kobiet nakładają się - autorka rzetelnie wykonała swoją dziennikarką powinność.
W "Bliznach" nie odnajdziemy odpowiedzi na nurtujące nas pytania - jak to możliwe i dlaczego- tych argumentów nie pojmiemy pewnie nigdy - znajdziemy tu natomiast drobiazgowe relacje ocalałych więźniarek, poznamy ich indywidualne historie oraz specyfikę tego potwornego miejsca. Ważna lektura. Polecam.