Jaka była Wasza pierwsza fantastyczna powieść?
Większość pewnie rzuci, że Harry Potter. Natomiast dla mnie był nią właśnie Artemis Fowl. Pamiętam jak dziś, gdy w moje dwunastoletnie ręce trafiła nagroda za wyróżnienie w nauce (jak się okazało później każde dziecko dostało książkę od rodziców, ale ciii… o tym się przecież nie mówi!). Nagroda niezwykła, która przeniosła mnie w magiczny świat wróżek i która rozpaliła moją miłość do fantastyki.
Jak miło było wrócić do wspomnień z dzieciństwa!
Przede wszystkim: film nie ma zbyt wiele wspólnego z książka!
Artemis Fowl od zawsze był cudownym dzieckiem. Nie tylko pełnym wdzięku i uroku osobistego, ale w głównej mierze piekielnie inteligentny. Niestety postanowił zejść ze ścieżki prawa i już w wieku dwunastu lat jest bardzo dobrze znany w podziemnym światku. Chłopiec uknuł misterny plan, aby przywrócić swojej rodzinie fortunę i wykraść skarb… elfów.
W trakcie swojej przygody, Artemis trafia na jedną z przedstawicieli Małego Ludku, Holly Niedużą. I cały czas jest to moja ulubiona postać z serii! Pełna energii, przecudownego humoru i zadziorności, która w połączeniu z jej niewielkim wzrostem, nadaje jej tylko jeszcze więcej uroku. To uparta i stanowcza kobietka! Sam Artemis jest zuchwały, ale w bardzo przyjazny sposób. I choć z jednej strony, wiem, że postępuje w sposób zły i niewłaściwy… to i tak nie mogę się oprzeć, żeby by nie kibicować, bo od pierwszych stron zdobył moją sympati...