Czasami nasze marzenia przegrywają z rzeczywistością i nawet nie chodzi o to, że są nierealne (choć i tak bywa), ale okazują się nie dawać nam szczęścia, gdy już jesteśmy o krok od ich osiągnięcia. Długo pielęgnowane wizje natomiast nie pozwalają dostrzec nam tego, co tak naprawdę pragnie nasze serce.
Ania może i zdaje się być już dorosła, ale wciąż żyje pragnieniami z dzieciństwa. Chce chociażby księcia z bajki, pięknych oświadczyn i pisarskiej kariery. W zderzeniu z rzeczywistością jednak jej marzenia rozbijają się na drobne kawałki, a gdy już mają szansę się ziścić, coś jest nie tak. Coś uwiera i nie pozwala cieszyć się szczęściem, jakie przed nią staje.
Lucy Maud Montgomery to pisarka, do której mam ogromną słabość i będę to powtarzać w nieskończoność. Jej sposób opisywania otoczenia czaruje, a kreacja bohaterów łapie za serce. Seria o Ani jest natomiast tym typem książek, do których człowiek wraca z sentymentem, by (czasami po kilka razy) obserwować, jak życie bohaterów się zmienia wraz z upływem lat. Literacko bardzo się z nią lubię, ale i emocjonalnie jestem z nią związana, a część, gdzie Ania idzie na uniwersytet, zdecydowanie cieszy się mianem mojej ulubionej. Korzystając z tego, że wydawnictwo Wilga stworzyło egzemplarze, które nareszcie wizualnie mnie zadowalają, powróciłam do tej historii po latach i jedyna zmiana, jaką widzę, tkwi w tym, że najwyraźniej z wiekiem potrafię z powieści tej wyciągnąć jeszcze więcej. Od tej części docelowa grupa...