„Szybciej. Jeszcze szybciej. Pstryk. Kadr. Patrz, spójrz, czas, film, tu, tam, bieg, sprint, szczyt, zjazd, jak, kto, co, gdzie, po co, hm? Auć! Bach! Ciach! Ryms! Bim, bam, bom! Streszczenie streszczenia, streszczenie streszczenia streszczenia”.
Ray Bradbury napisał tę książkę w 1953 roku i udało mu się świetnie wywróżyć bolączki współczesnego świata. Śmieszne obrazki, emotikonki zastępujące wypowiedzi, krótkie filmiki w internecie – tak to odbieram. Wszyscy wszędzie się spieszą, więc skróty są jak najbardziej pożądane. Każdy boi się urazić drugą osobę, więc często zamiast rozmowy – wstawi się kilka neutralnych emotek i cześć. Sama po sobie widzę, że też wpadłam w tę pułapkę. Ok, czytam książki, ale to przecież nie jest wartość sama w sobie – tyle, że po 12h pracy często nie mam już mocy na poważne lektury, więc się relaksuję przy jakimś lekkim czytadle. Czy to jest lepsze niż gapienie się bezmyślnie w telewizor? Może trochę, jednak nadal nie czuję się rozgrzeszona.
Dla mnie największą wartością tej książki jest to, że scenariusz w niej przedstawiony jest bardzo prawdopodobny, ba, mam wrażenie, że jest obecnie w realizacji. Dostępność książek jest w tych czasach ogromna, przecież to prawie leży na ulicy, a i tak ludzie nie czytają, bo nie mają takiej potrzeby. Tylko co będzie, kiedy zacznie się odgórnie narzucone równanie w dół, żeby nikt nie czuł się gorszy? Ognisko? A dlaczego nie.
...