Przeszukałem obie kieszenie wewnętrzne półpancerza, skrytkę w hełmie, zakładki na drobne w onucach, odkręciłem gwint rękojeści topora, gdzie trzymam szczoteczkę do zębów (wojna wojną, masakra masakrą, a higiena w jamie ustnej być musi) - ale mapy skarbu nie było.
- Jeśli ją mam, choć nie wiem gdzie mam, a nigdzie nie mam, to gdzie ją mam? - zastanawiałem się półgłosem, żeby nie usłyszeli stryj i ciotka, chociaż nie musiałem się aż tak bardzo przejmować, bo właśnie wdali się w rękoczyny z drwalem.
- Pewnikiem w d.... - zasugerował cienki głosik tuż koło mojego ucha. Podskoczyłem. Na pniu drzewa siedział niewielki pluskwiak, przyglądając mi się intensywnie. Nie lubię robali, więc normalnie zrobiłbym z niego marmoladę, ale po pierwsze, z jego spojrzenia biło więcej inteligencji niż z twarzy moich krewnych, a po drugie, udzielił mi cennej wskazówki.
- Dzięki - burknąłem, sięgając w sugerowane miejsce.
Znalazłem mapę.