“Rząd przed nimi siedziały ufryzowane kobieciny w odświętnych sukienkach, które, Heniek dałby sobie rękę uciąć, po powrocie do domu odwieszą do szafy. Po co prać, jak czyste, raz włożone. Wody szkoda, prądu, czarny kolor szybko blaknie. Trzeba trzymać w gotowości, koleżanki już niemłode. W takich chwilach zazdrościł nieboszczykowi szczelnej trumny. Może i sądem ostatecznym musiał się przejmować, letnim smrodem pod pachami już nie.”
Kiedy nadchodzi czas trudnych wyborów… Henryk, owdowiały przed trzema dekadami, mieszka sam, żyjąc wspomnieniami o ukochanej żonie. Mimo wieku stara się sobie radzić – drobne zakupy, spacery i wiz...