Bo ten, kto zbliżał się i trzeszczał, zbliżał się i trzeszczał bardzo powoli, sumiennie wykonując swoje literackie obowiązki. Zbliżał się przez "ż", trzeszczał przez "rz", naprawdę, nie można mu było nic zarzucić, ale mnie, przywiązanemu powojem do drzewa, stanowczo akcja się dłużyła.
W końcu, po wielu, wielu stronach zbliżania się i trzeszczenia, tajemniczy osobnik minął mnie nagle i wkr...