Profesor Jan Widacki, znany prawnik i miłośnik historii napisał książkę o życiu księcia Jaremy Wiśniowieckiego, unieśmiertelnionego przez Sienkiewicza na kartach powieści 'Ogniem i mieczem'.
Bohater książki żył na polsko-rosyjskim pograniczu gdzie wciąż trwały wojny i walki, zaangażowana była Moskwa, Imperium osmańskie, Tatarzy krymscy i wreszcie bitni Kozacy opowiadający się po stronie tych, którzy płacili więcej. Ciągłe tam były potyczki, prywatne wojenki, duże wojny, jednym słowem: pogranicze w ogniu. Przy okazji: trochę za dużo w książce szczegółowych opisów walk wojsk Rzeczypospolitej z kozakami, może ciekawych dla militarystów, ale nie dla mnie.
Jarema, potężny magnat, miał reputację zabijaki i awanturnika, nieprzypadkowo nosił przydomek 'podpalacz'. Poza tym na kresach prawo własności było niejasne, egzekucja sądowa słaba, więc magnaci zajmowali sporne tereny siłą, a potem procesy wlokły się przez lata i przyklepywały istniejący stan rzeczy. Celował w tym Jarema, który działał jak lokalny watażka, ogniem i mieczem zdobywając nowe tereny dla swoich posiadłości. Oczywiście nie różnił się tu od innych panów kresowych – praktyka owa była bowiem powszechna. Może tylko tym, że był bardziej gwałtowny i anarchiczny, siłą zdobywając nowe tereny i posiadłości i nic sobie nie robiąc z wyroków sądowych.
Znakomity ten żołnierz politykiem był marnym, niepotrzebnie wplątany w wojnę o tytuły, zrobił sobie śmiertelnego wroga z Krzysztofa Opalińskiego, późniejszego kanclerza koronnego, który skutecznie blokował Jaremie karierę polityczną.
Autor wyraźnie broni swojego bohatera, przeciwstawiając go nieudolnym wielmożom z Warszawy. Usprawiedliwia też jego okrucieństwa, ma w tym trochę racji, bo w tamtych czasach wszyscy byli okrutni. Ale trudno obronić polityczną naiwność Jaremy prowadzącego potyczki z wojskami Chmielnickiego, które żadnych politycznych efektów nie przyniosły.
Widacki podtrzymuje zatem sienkiewiczowski wizerunek Jaremy jako 'jedynego sprawiedliwego' pośród zgrai głupców i łajdaków. Jednak wielu poważnych autorów – jak Paweł Jasienica czy Norman Davies – ocenia Wiśniowieckiego znacznie bardziej krytycznie. Osobiście skłaniam się ku tej drugiej grupie.
Widać, że książkę napisał niehistoryk, bo aż czuje się w niej emocje i wielką sympatię autora dla swego bohatera, ale z prawdą historyczną może to mieć niewiele wspólnego.
Wysłuchałem audiobooka w dobrej interpretacji Henryka Drygalskiego.