„Zanim umrę” to powieść o życiu. Tak, o życiu. O szacunku do życia, do każdej sekundy, do świata, który nas otacza i jak bardzo nie zdajemy sobie sprawy z cudu, który ma miejsce tuż obok, na naszych oczach.
Tessa Scott ma szesnaście lat i od dwunastego roku życia choruje na białaczkę limfoblastyczną. Bohaterkę powieści poznajemy, kiedy zaprzestała już dalszej walki z rakiem i powoli godzi się z losem, który ją czeka, nie ma jednak zamiaru siedzieć bezczynnie i czekać na to, co nieuniknione. Nastolatka postanawia sporządzić listę rzeczy, które chce zrobić przed śmiercią. Niektóre z nich to te wymagające odwagi, inne to trywialne i proste sprawy, takie jak przytulenie brata. Rodzina Tessy początkowo uważa listę za niedorzeczny pomysł, z czasem jednak przekonuje się i pomaga jej w realizacji planów. Dziewczyna po kolei spełnia listę życzeń, znajduje się tam jednak pewien punkt, który Tessa pragnie zrealizować najbardziej, ale nie może zrobić tego w pojedynkę. I wtedy pomaga jej Adam, chłopak z sąsiedztwa, który odmienia życie nastolatki na tę krótką chwilę.
Myśli biegnące przez jej głowę są przedziwne, jednak uzmysławiają nam, jak ważna jest każda chwila, każda mała rzecz, każde przypadkowe spotkanie i wydarzenie. Daje nam do zrozumienia, że żyć to nie tylko jeść i oddychać. Żyć to czerpać ze świata jak najwięcej, obserwować , cieszyć się, troszczyć, kochać i doznawać. To także popełnianie błędów. Nie raz i nie dwa. Tessa pokazuje nam, że nie mamy czasu, że powinniśmy oddychać pełną piersią i żyć, jakby jutra nie było. Dzięki niej wiemy, że śmierć to nie abstrakcja, która nas nie dotyczy, więc zanim odejdziemy, zróbmy, co w naszej mocy, by doświadczyć całego dobra, jakie oferuje nam świat.
„Zanim umrę” to poważna i głęboka powieść, która zmusza nas do chwili namysłu i zrozumienia, czym dla mnie jest życie. Co wydarzyło dotąd się w nim wydarzyło, co jeszcze ma szansę się wydarzyć i jak mogę na to wpłynąć. Ile mogę zmienić i jak to zrobić. Przede wszystkim jednak ta książka to pobudka. Oto na naszych oczach umiera nastoletnia dziewczyna, wszystko widzimy z jej perspektywy, bo to ona opowiada nam swoją historię. Widzimy jak uchodzi z niej życie i nagle otwierają nam się oczy, bo dostrzegamy, ile na co dzień nam umyka.
„Zanim umrę” to tego typu lektura, która nie trafia się często i po którą my sami często sięgać nie będziemy. Mamy tu kawał dobrej i prawdziwej literatury. Brakowało mi jednak emocji. Było szczęście, miłość, złość, agresja, rezygnacja, zażenowanie, zaskoczenie i wiele więcej, ale wszystko wydawało się jakby przytłumione. Nie oczekiwałam fajerwerków ani „żyli długo i szczęśliwie”, ale naprawdę chciałam, żeby książka wywołała we mnie złość, jaką czuła Tessa, radość, kiedy oglądała sztuczki Cala, miłość jej rodziców i przyjaciółki. Wszystko to było na kartkach, ale ja tego nie poczułam i to jest jedyny, ale niestety ogromny minus tej książki.
Czy polecam? Jak najbardziej. Komu? Tym, którzy mają chwilę dla siebie i czas na przemyślenia. Tym, którzy uważają, że to jest właśnie ten moment, w którym trzeba coś zmienić i potrzebują jakiegoś kopa. „Zanim umrę” to właśnie ten kop, który sprawi, że zaczniesz żyć naprawdę.