Tris wraz z grupką przyjaciół ucieka z Chicago. Odkąd rządzą nim bezfrakcyjni z Evelyn na czele, zapanowała tam anarchia, a miasto zaczęło popadać w ruinę. Przyjaciele jadą autem przed siebie, nie do końca wiedząc, gdzie się udać. I kiedy krajobraz za oknem zaczyna się zmieniać, dostrzegają, że ktoś na nich czeka. Zostają zabrani do Agencji, ośrodka, w którym dowiadują się, że całe ich życie to kłamstwo, że byli tylko szczurami doświadczalnymi w rękach ludzi uważających się za bogów, których chora ideologia doprowadzi do tragedii.
Wierna to plot twist, którego się nie spodziewałam. Okazuje się, że mamy tu do czynienia z historią a'la Truman Show, z tym że na większą skalę. Zawsze wywołuje to we mnie jakiś niesmak, czuję się zdradzona i oszukana. Chicago, frakcje, Niezgodni - wszystko jest jedynie eksperymentem w rękach rządu, a poza granicami miasta każda rzecz ma zupełnie odwrotną wartość.
Jeśli miałabym oceniać każdą z części trylogii według wartości, jakie niosą, Wierna byłaby zdecydowanie na pierwszym miejscu. Mamy tutaj Agencję, która czuwa nad miastami-eksperymentami, chcąc doprowadzić do eliminacji osobników z genami uszkodzonymi, czyli tych, których wyniki w testach przynależności wskazywały jednoznacznie frakcję, do której dana osoba powinna przynależeć. Agencja nie ma żadnych skrupułów, dla dobra eksperymentu jest w stanie wymordować połowę jego populacji czy wykasować pamięć wszystkim mieszkańcom miast. Wszystko po to, by przywrócić czystość genetyczną. Jeśli to nie brzmi znajomo, to podpowiem tylko, że Hitler kierował się podobną ideologią.
Wierna to powieść o mniejszościach. O tym, jak są uciskane, a ich zasługi umniejszane. Jak "czyści genetycznie" są uprzywilejowani i "zdrowi", a uszkodzonych genetycznie traktuje się jak ułomnych. I mimo że w świetle prawa CG i UG są sobie równi, to każdy wie, że jest inaczej i tę różnicę wyraźnie daje się odczuć. Veronica Roth w Wiernej uświadamia czytelnikowi, jak bardzo absurdalne jest takie myślenie i tego rodzaju ideologie. Pokazuje, że gdyby świat naprawdę bazował na równości i pomaganiu sobie nawzajem, lepiej by nam się żyło.
Jeśli chodzi o zakończenie - I TU ZACZYNA SIĘ SPOILER - to liczyłam na coś bardziej dramatycznego. Po cichu miałam nadzieję, że Tris wyruszy do Chicago razem z Tobiasem, coś pójdzie nie tak i ich pamięć też zostanie zresetowana. Wiecie, tak, żeby całkiem o sobie zapomnieli i już nigdy się nie zeszli, żyli osobno, a cały ich wysiłek i odniesione podczas walk rany poszły na marne. Myślę, że to fanów pary zabolałoby bardziej niż śmierć Tris. Chciałabym chociaż raz przeczytać tego rodzaju zakończenie, bo najwidoczniej mam jakieś masochistyczne skłonności. Chociaż domyślam się też, że taka książka by się nie sprzedała, bo wszyscy kochają happy endy, i mimo śmierci głównej bohaterki, wszystko skończyło się dobrze, a ludzie żyli długo i szczęśliwie - I TU SPOILER SIĘ KOŃCZY.
Bardzo brakowało mi w tej części emocji. Bohaterowie są co prawda dojrzalsi, a Roth wyraźnie poprawiła się jako pisarka, ale brak wściekłości, żalu, rozgoryczenia, rozpaczy czy poczucia straty sprawia, że Wierna nie jest tak dobra, jak mogłaby być. Niby te wszystkie uczucia gdzieś tam są, ale jest ich mało i są dość mocno przytłumione.
Technicznie, występują te same błędy, co w poprzednich częściach. Drobne literówki, niekiedy dziwny szyk zdań, dziwaczny przekład imion, ale poza tym jest w sumie okej.
Komu polecam? Tym, którzy przeczytali wcześniejsze części Niezgodnej, rzecz jasna ;)