Dwadzieścia lat po śmierci matki w głowie Jason’a Motta zrodził się pomysł na „Przywróconych”. Pewnej nocy, kilka tygodni po rocznicy śmierci mamy przyśniła mu się. Rozmawiał z nią swobodnie i kiedy się obudził, chciał by znów do niego przyszła. Jego prośby były jednak nadaremne. W czasie rozmowy z przyjacielem, podczas której wspominał o swej tęsknocie, padło pytanie: „Czy umiałbyś sobie wyobrazić, co byś zrobił gdyby wróciła?” Tak właśnie zrodził się pomysł na fabułę. Książka stała się dla niego szansą na spotkanie z matką.
Harold i Lucille są starszym małżeństwem. Ich jedyny syn utopił się w rzece w dniu swoich ósmych urodzin. Nieustanna rozpacz przez lata oddala małżeństwo od siebie sprawiając, że w obecnej chwili stają się dwojgiem zgorzkniałych, dokuczających sobie wzajemnie starszych ludzi. Musiało upłynąć wiele czasu by blizny po ich stracie zabliźniły się i ukoiły ból. Pewnego zwykłego dnia w progu ich domu staje chłopiec – Jacob. Mimo upływu kilkudziesięciu lat wygląda tak samo jak wtedy, gdy widzieli go po raz ostatni. Państwu Hargrave przychodzi zmierzyć się z trudną decyzją. Muszą zdecydować czy chcą zatrzymać syna przy sobie czy też nie. Nie są jedynymi osobami, którym przytrafiła się ta niewiarygodna historia bowiem na świecie pojawia się coraz więcej powracających z za światów ludzi. Czego mogą chcieć i dlaczego właśnie w tym momencie się pojawili? Jeśli chcecie dowiedzieć się odpowiedzi na to pytanie, powinniście koniecznie zapoznać się z książką.
Każdy w swoim życiu stracił jakąś osobę, być może taką, która odegrała w jego życiu małą rolę, a może większą. Czy wyobrażacie sobie drodzy czytelnicy, że mogłaby ona pewnego dnia powrócić z zaświatów i stanąć jak gdyby nigdy nikt w progu Waszego domu? Bez zapowiedzi i zbędnych tłumaczeń. I ja w swoim życiu straciłam już sporo osób. W minionym tygodniu odeszły dwie, trzy lata temu straciłam przyjaciela. Często powtarzam, że oddałabym wszystko by znów ich zobaczyć, by cofnąć czas, by zapowiedz nieubłaganej śmierci. Gdy dane by mi było jednak naprawdę spotkać kogoś z mych świętej pamięci bliskich umarłabym ze strachu lub na atak serca. Czy byliby oni tymi samymi ludźmi, które opuściły mnie ostatnim razem? Myślę, że nie. Umiera się tylko raz. Mówi się, że zmarłych powinno zostawić się w spokoju. Czy zatem zmarli nie powinni również zostawić żywych w spokoju?
Przyznam szczerze, że od roku powieść znajdowała się na mojej liście „must have”. Byłam ogromnie szczęśliwa gdy wystąpiła możliwość otrzymania jej jako egzemplarza recenzenckiego. Bardzo spodobał mi się pomysł autora. Nie czytałam do tej pory niczego podobnego. Myślałam, że będzie to kolejna powieść obyczajowa z nutą fantasy, jednak miała ona pogranicze psychologiczne, a nawet gdzieniegdzie zahaczała o filozofię. Jason Mott z powodu własnych uczuć i doświadczeń skłania czytelnika do refleksji na temat życia i śmierci. Próbuje przekazać czytelnikowi ważne przesłanie. Wprowadza w fabułę nutkę tajemnicy skłaniającą do zatrzymania na moment i zastanowienia. Głównym założeniem była nie przyczyna ponownego przyjścia na świat zmarłych, a raczej pokazanie reakcji ludzi na zaistniałą sytuację. „Istnieje pewna harmonia, która czasem powstaje w związku dwojga ludzi. Nieuchwytna kadencja, która nie przestaje trwać” – taki słowa znajdują się na początku książki i od razu trafiają do moich ulubionych cytatów. Uważam, że jest to udany debiut pisarza.