Jest jesień. Rok 2089. Przyszłość, która tak naprawdę jest teraźniejszością. Johanna zostaje sama w mieszkaniu. Jej dziecko spędzi tydzień z ojcem, więc ma czas, aby skupić się na sobie. Jej ojciec, Stefan, dał jej do przeczytania książkę, a właściwie księgę, gdyż spisał dzieje swojej rodziny, której korzenie sięgają czasów przedwojennych (od nich zaczął swoje poszukiwania).
Enzo...Thao...Sara...Aleks...Anna. Dla Johanny to tylko imiona, przeszłość, do której nie warto wracać, ale obiecała i słowa chce dotrzymać, więc zaczyna czytać, a my wraz z nią zagłębiamy się w losy osób, całkowicie nam nieznanych, aby po kilku stronach, poczuć się z nimi związani i nie jesteśmy w stanie oderwać się od tej książki.
A jest ona magiczna. Nie, nie ma w niej magii. Jej urok i siła przyciągania, to język, którym autor nas czaruje, mami. Nie możemy przestać czytać. Początek to lekka opowieść z krainy oliwek i słońca. Czasami nawet humorystyczna i odnosimy wrażenie, że właśnie taka ta książka będzie. Enzo. Nasz pierwszy bohater, cudem wywinął się od wojny. Wraz z małżonką przenoszą się do Pensylwanii, aby tam doczekać przyjścia na świat ich syna, Federica. Kiedy rodzi się syn Federica, Anthony, radość w rodzinie jest ogromna, do roku 1972, kiedy to młody chłopak dostaje powołanie do armii. Wietnam. Każdy choć raz słyszał to słowo. Rodzinna tradycja nie sprawdza się w przypadku chłopaka i musi on stanąć w szeregach armii, walczącej na innym kontynencie. Od tego momentu, historia staje się coraz bardziej gorzka, a my wędrujemy z naszymi bohaterami najpierw do Kanady, a potem na Islandię.
Islandia, tu poznajemy Palla i jego wiernego przyjaciela z dzieciństwa Jupitera. Jest on kogutem, ale nie takim zwyczajnym. O nie! On jest niezwykły i jedyny w swoim rodzaju. Dorasta razem z chłopcem, a kiedy ten idzie na studia, Jupiter zostaje sam. Historia z wielu domów, gdzie zamiast koguta mamy psa, wiernego druha i jego osamotnienie po odejściu najlepszego kompana. Pall poznaje Sarę i z ich miłości rodzi się syn Aleks. Kolejne pokolenie, kolejna opowieść o ich życiu. Przeskakujemy z kontynentu na kontynent, od jednej rodziny do drugiej. Przejmujemy się ich porażkami, cieszymy się z ich sukcesów.
Wszystkie te rodziny mają takie same problemy jak my, dlatego ta książka jest taka prawdziwa. Do tego jest przejmującą i zapadająca w pamięć.
Nie brakuje tu problemów. Przede wszystkim z komunikacją. Ta kuleje od pokoleń i niestety jest przenoszona genetycznie. Im dalej, tym większy problem. Chciałoby się krzyknąć "Hej, porozmawiajcie ze sobą! To wiele wam ułatwi. To może nawet rozwiązać wasze problemy." Nie, nie rozmawiają i tym samym ich życie ulega całkowitemu rozkładowi. A my zaczynamy bardzo odczuwać ich niemoc i tę swoistą depresję, w którą wpadają, w ten mrok, gdzie nic już nie widać.
Nie brakuje tu też seksu, ale nie jest to wyuzdane. Czasami jest piękny, czasami potrzebny, a czasami wyżebrany. Nie brakuje tu też uzależnienia i to nie pozytywnego, tylko takiego, które kradnie dusze i odbiera życie.
Są momenty, kiedy czytając, brakuje nam tchu. Kiedy myślimy, że nie jesteśmy w stanie prawidłowo oddychać i czujemy ciężar nie tylko na płucach, ale i na duszy.
Ciężka książka, która jest jednocześnie niezmiernie piękna, a zakończenie wyciska łzy. Autor w bardzo przejmujący sposób ukazał nam losy ludzi, całkowicie nam obcych, którzy zadomowili się w naszych domach, a ich historie pozostaną z nami na bardzo długo. I wiele dni, tygodni, czy może nawet miesięcy upłynie, zanim przestaniemy myśleć o tej książce codziennie.
Książkę mogłam przeczytać, dzięki współpracy z @wydawnictwopoznańskie, za co niezmiernie dziękuję.