Otrzymawszy tę książkę, nie spodziewałam się widząc tytuł, tak skomplikowanej treści i tylu rozważań o życiu.
Krystyna Januszewska nie jest debiutującą pisarką, ma już w swoim dorobku kilka pozycji, o których jak zdążyłam się zorientować, krążą całkiem dobre recenzje. I wcale się nie dziwię. Po przeczytaniu tej pozycji moja opinia jest również jak najbardziej pozytywna.
Tytułowy rozbitek to Antoni. W 1962 r. aktywnie działał na polu kulturalnym, tworząc z ówczesnymi przyjaciółmi Piwnicę, miejsce spotkań brzeskiej elity. Zapowiadał się na wielkiego artystę, jego pasją było malarstwo, miał naprawdę duży talent. Bohatera poznajemy w latach współczesnych podczas jego zmagania się z rakiem. Antoni jest alkoholikiem utrzymującym się z renty. Mieszka z siostrą, która opiekowała się nim przez całe życie. Nie widział swojej córki od trzydziestu lat. Podczas choroby przeprowadza swoisty rachunek sumienia, jest to jego spowiedź. Czytelnik poznaje jego przeszłość, kryteria jakie decydowały o podjęciu przez niego życiowych decyzji. Antoni daje odpowiedź na pytanie co jest ważne w życiu, paradoksalnie pod koniec swojego nieudanego żywota.
Książka porusza wiele problemów zarówno egzystencjonalnych jak i filozoficznych i psychologicznych.
„Nic na darmo, nic po nic. Wszystko w jakimś celu z własnym początkiem i końcem. Przemyślane, zaplanowane, wykonane, sprawdzone”
Jednocześnie cała historia Antoniego w moim mniemaniu jest przesycona smutkiem
i beznadziejnością. Dlatego trudno się ją czyta. Ja wracałam do niej kilka razy, pewne stwierdzenia musiałam przemyśleć zanim zaczęłam czytać dalej. Bohater był mi bliski z jednego powodu.
Czytał mnóstwo książek i to w nich szukał odpowiedzi na kluczowe pytania dotyczące życia. Żadna książka nie pomogła mu jednak w uniknięciu życiowych błędów.
„Na tym świecie wszystko jest halucynacją (…) Zabieramy ze sobą nawet pamięć o sobie. To, co zostaje, to tylko legenda, wymuskana i gładka”
Jego przemyślenia dotyczące życia są bliskie każdemu z nas, przynajmniej w pewnym stopniu. Podczas brania środków przeciwbólowych, przenosi się w świat fantazji i ulubionych książkowych bohaterów. Widzi, że jego życie było podobne do ich losów. Antoni między innymi fascynuje się „Faustem” oraz „Mistrzem i Małgorzatą”. Brawa dla autorki za nawiązanie do tych dzieł. To naprawdę nie było łatwe, bo te dzieła nie są łatwe. Trudno przez nie przebrnąć.
„Niebo i piekło to czysto ludzki produkt, wymyślony przez ludzkość, na potrzeby ludzkości, sztuczny twór, niepasujący do fizjologii, ułomności i nędzy mojego ciała”
Narratorem jest sam Antoni. Opowiada o swoim życiu, błędach jakie popełnił. Z pewnością ciekawe jest to, że bohater istniał naprawdę. Była to osoba bliska autorce.
„W Rozbitku musiałam jednak użyć tego imienia, bo książka jest oparta na faktach i Antek, to prawdziwy Antek, więc Maria też musiała być Maria”
Na potwierdzenie tego przytoczę fragment wywiadu z Krystyną Januszewską:
„To dość skomplikowana historia, nie wiem, czy dam radę odpowiedzieć na to pytanie zgrabnie
i z sensem. Gdybym mogła mówić, zamiast pisać, zajęłoby mi to pewnie kilka godzin. Spróbujmy więc w skrócie. Antonii Gruda, to brat mojej mamy, Zochy z Rozbitka, Maria tym samym, to moja ciotka, starsza ode mnie zaledwie o dziewięć lat, Antonii, był starszy o trzynaście. Gdy byłam dzieckiem, różnica dała się odczuć, kiedy dorosłam, całkiem się zatarła. Potrafiłam już w tym wieku obserwować
i oceniać na swój sposób wiele sytuacji, a miałam ku temu okazję we wczesnym dzieciństwie bo dorastałam z nimi, później spędzałam tam każdego roku wakacje. Moje doświadczenia są więc pewną wypadkową doświadczeń pomiędzy okresem przebywania w ich domu, a czasem dorastania we własnej rodzinie. Kiedy pisałam Rozbitka nie stawiano mi żadnych ograniczeń. Mam przecież swój rozum i takt, wiec starałam się nie wykorzystywać danego mi zaufania. Nie wstydzimy się tego,
że Antonii tak beznadziejnie zaprzepaścił swoje życie. Wstydzimy się jedynie tego, że nikt z nas
w odpowiednim momencie nie potrafił mu pomóc. Poza tym, to nie jest książka o nałogu, tylko o człowieku, a więc o sprawach ludzkich, doskonale wszystkim znanych. Od pokoleń nikomu nie udało się znaleźć lekarstwa na tę chorobę, a przecież każdy z nas może na nią zachorować.
Impuls do napisania historii Rozbitka pojawił się po raz pierwszy na jego pogrzebie. Pogrzeb był niemal farsą. Nieboszczyk w otwartej trumnie, w tle słowa odtwarzanej cicho modlitwy, kaplica wypełniała się szybko dalszą i bliższą rodziną. W kapicy narastał hałas. Kolejni przybywający rzucali się z radością sobie w ramiona. Przecież się tak dawno nie widzieli. W pewnym momencie trumna utonęła w tłumie otaczających ją krewnych. Gwar zagłuszał modlitwę. Stałam nieco z boku zaskoczona. Pomyślałam, że to chyba nie pogrzeb, a raczej wesele. Biedny Antonii za życia zlekceważony, lekceważony był nawet po śmierci. Wątlutki, zniszczony nałogiem i trawiącą go miesiącami chorobą, leżał sobie cichutko pomiędzy nimi i milczał, tak samo jak milczał za życia. Nic się, a nic nie zmienił. Oni mieli go w nosie, on miał ich. Pero, pero. Wtedy pomyślałam o książce. Zrozumiałam nagle, że gdy ludzie odchodzą z tego świata, to my, jeszcze pozostający, zapamiętujemy ich z ostatnich lat, albo miesięcy życia. Starym rodzicom pamiętamy to, że przed śmiercią mieli sklerozę i dali nam ostro popalić, że na koniec brudzili pościel, byli nieznośni, niezadowoleni,
że zabierali nam drogocenny czas, wolny i czas w ogóle. Innym pamiętamy, że długo chorowali, tłumaczymy, że dobrze, dobrze, że umarł, umarła, to już była męka, nie życie, umierając na pewno czuli wielką ulgę. Tłumaczymy gorliwie usprawiedliwiając ulgę po ich odejściu.
Antoniego wszyscy pamiętali już tylko z jego choroby, z tego, jak się zataczał wędrując ulicami swojego miasta, zbierał butelki, wyłudzał pieniądze. Nikt go nie wspominał z czasów, kiedy był przystojnym i ambitnym człowiekiem, pełnym radości, humoru, nadziei, że i jemu pisany będzie łut szczęścia, cudowne życie, jakaś kariera, sława. Był przecież, a właściwie bardzo pragnął zostać prawdziwym artystą. A jego matka (moja babcia) patrzyła w niego jak w obrazek. Był wtedy jej słońcem i wielką nadzieją. Oddałaby za niego życie, jak każda matka. Miał takie piękne, ciemne oczy jak ona, byli do siebie podobni, rozumieli się zawsze bez słów. To nie są tylko moje przypuszczenia, ani literackie uniesienia, to cała prawda, bo ja tam byłam, miód i wino piłam, a co zobaczyłam szczerze opisałam.
Mam trójkę dorosłych dzieci, piękną córkę i dwóch przystojnych synów. Patrzę w nich jak w obrazek, są moimi słońcami, radością i nadzieją. Przerażenie mnie ogarnia na myśl, że któreś z nich mógłby tak skończyć, jak Antonii. Wydawnictwo Zysk i spółka rozpoczęło w tym czasie drukowanie nowej serii książek opatrzonej hasłem – „Żyjemy inaczej, czujemy tak samo”. Pomyślałam, że Antek i jego historia doskonale się do tej serii nadaje. Zaczęłam pisać. Pamiętam też, jak w ostatnich tygodniach swojego jego życia rozmawiał z siostrą na temat Internetu. Słaba to była rozmowa, bo już prawie nie mówił. Powiedział tylko, że Internet, to jak butelka z listem wrzucona do wody. Można w nim zapisać swoją historię, a po wielu latach ktoś ją wyłowi i przeczyta. Żałował, że tego nie doczeka, że nie będzie go nigdy w Internecie. Dlatego ten tytuł – Rozbitek, to on, brzeg, to miasto, w którym toczy się akcja książki, oraz brzeg Odry, rzeki, która mu szumiała za życia, pl, to kraj. W podtekście butelka z jego wyznaniem. Analogia do Jacka Kaczmarskiego celowa, Jacek zmarł rok wcześniej, bardzo mnie jego śmierć zasmuciła, ponieważ ceniłam sobie teksty piosenek i wszystkie przez niego napisane wiersze. Nikt ich jeszcze uczciwie nie docenił. Jacek Kaczmarski – chyba też Rozbitek”
Uważam, że Rozbitek to każdy z nas. Pełno takich ludzi, którzy żyli, żyją współcześnie i będą żyli
w przyszłości. Ludzie, którzy zmarnowali talent, ludzie którzy wpadli w sieć nałogu, ludzie którzy
popełnili masę błędów. Polecam gorąco przeczytać mimo, że nie jest to łatwa literatura.