Czym jest obsesja i kto może jej ulec? Czy i my sami mamy obsesję na jakimś punkcie? Skąd się ona bierze i od czego się zaczęła? Czy każdy człowiek ma swoją obsesję?
"Trucicielka" ukazuje jak łatwo rozwija się ona w duszy każdego człowieka. Nikt nie jest w stanie jej uniknąć, prędzej czy później dorwie każego. A ma ona wiele twarzy...
Tytułowe opowiadanie "Trucicielka" to obsesja staruszki-trucicielki, która uniknęła kary, nowym proboszczem, który przybył na jej parafię. Obsesja proboszcza w namawianiu jej do przyznania się publicznie do winy. "Powrót" to obsesja marynarza, którzy pod wpływem silnego bodźca zaczyna myśleć tylko o żonie i córkach oraz ich wspólnych relacjach. "Koncert Pamięci Anioła" ukazuje jeszcze więcej jej wersji. Jest tam obsesja młodego chłopaka na punkcie zwyciężania i odniesienia sukcesu. Obsesja dojrzałego człowieka, który pod wpływem wydarzenia z młodości poświęcił życie ratowaniu - fizycznym i psychicznym - innych. Obsesja mężczyzny, który po wypadku zgorzkniał, znienawidził cały świat i żyje tylko dla zemsty, ślepy na wszystko. A "Elizejska miłość" to obsesja żony w stosunku do męża i męża w stosunku do żony, miłość od nienawiści dzieli tylko cienka linia, a gdy w grę wchodzi polityka i sława, to jest ona jeszcze cieńsza...
Jak zwykle u tego autora mamy tutaj przykłady spraw trudnych i wydawałoby się, że beznadziejnych, lecz czy do końca? Wszytkie opowiadania - oprócz obsesji - łączy także postać św. Rity, patronki od spraw trudnych i beznadziejnych, kobiet we wszystkich stanach. Bohaterom opowiadań zdecydowanie przydałaby się jej pomoc. Tak wielu z nich cierpi z powodu przeszłości i swych wyborów podjętych lata temu. Inni z kolei nie zauważali zmian ich dotykających i nagle budzą się pod wpływem jakiegoś wydarzenia i stwierdzają jakimi są naprawdę. Są osoby, które czują się niedocenione i osoby niedoceniające innych. Potrzeba im bliskiej, ważnej osoby, która trzymałaby ich przy życiu. W "Trucicielce" buzują wielorakie uczucia - od miłości, przez zazdrość, aż do nienawiści. Bohaterowie Schmitta przechodzą wewnętrzne przemiany, walczą lub ulegają swoim pragnieniom, potykają z losem. Życie w czystej postaci.
Mimo wszystkich zarzutów o rzemieślnictwo i podobieństwo do Coelho (nie mnie oceniać, czytałam tylko jedną książkę Coelho i nie podobała mi się), bardzo lubię książki Schmitta. Lubię go za pełnokrwiste, ciekawe historie, szalonych bohaterów, barwny język i umiejętność doboru słów. To widać najlepiej właśnie w opowiadaniach, krótka forma, która służy dobrze temu autorowi. Każde słowo wydaje się być sprawdzone i wyważone, panuje umiar, ale nie ma nic z bezbarwności.
Najbardziej urzekło mnie opowiadanie "Koncert Pamięci Anioła", ale "Trucicielka" i "Elizejska miłość" są blisko tego ulubionego. Najmniej - jak widać - spodobała mi się historia marynarza, czyli "Powrót", chociaż przyznaję, że jest bardzo przejmująca. A na końcu książki znaleźć możemy fragmenty pamiętnika autora z czasu, w którym tworzył właśnie ten zbiór. Z zainteresowaniem przeczytałam jego opisy bojów z formą, bohaterami, słowami.
Z wielkim zainteresowaniem przeczytałam ten zbiór opowiadań. Poleciłabym go wielbicielom twórczości autora oraz wszystkim osobom lubiącym czytać o ludzkich losach, uczuciach, rozwoju, walce wewnętrznej.
PS. Powiedzcie sami - czy widzieliście więcej niż dziesięć tak urzekających okładek jak ta?
[Recenzję opublikowałam wcześniej na moim blogu -
http://ksiazkowo.wordpress.com]