"Życie Pi" to opowieść nieprawdopodobna, opowieść wydawać by się mogło, która nie ma prawa się zdarzyć. A jednak - choć sama się sobie chwilami dziwię, gdy spojrzę realistycznym okiem na historię napisaną przez Yann Martela - uwierzyłam w nią i przez chwilę stałam się jej częścią.
Powieść opowiada historię szesnastoletniego, hinduskiego chłopca – Piscine "Pi" Patela. Jego rodzina prowadzi ogród zoologiczny. Pewnego dnia z przyczyn politycznych, trudnej sytuacji w Indiach, postanawia go sprzedać i zacząć nowe życie w Kanadzie. Niektórym niestety nie będzie to dane.
Na drodze do lepszego świata, na statku, którym płynęła rodzina Pi oraz kilka zwierząt z ogrodu zoologicznego, dochodzi do wybuchu. Po krótkim czasie statek zatonął. Pi jest jedynym człowiekiem, ale nie jedyną istotą, która ocalała. Chłopiec staje w obliczu ogromnej tragedii i niebezpieczeństwa. Nie tylko stracił najbliższych sobie ludzi, ale znalazł się w szalupie z tygrysem bengalskim – Richardem Parkerem.
"Bliska śmierć jest czymś strasznym, ale jeszcze gorsza jest śmierć odroczona w czasie na tyle, żeby człowiek mógł uprzytomnić sobie, jaki był dotąd szczęśliwy i ile go jeszcze czekało szczęśliwych chwil. Widzi się wtedy z całą jaskrawością wszystko, co się traci".
Przez 217 dni Pi dryfuje po Oceanie Spokojnym. Strach, obawa, smutek, żal to emocje, które mu towarzyszą. Ten szesnastoletni chłopiec musi zadbać o wszystko. Zapewnić pożywienie i wodę pitną nie tylko dla siebie, ale również dla Richarda Parkera. W innym przypadku bengalski tygrys mógłby zacząć szukać pożywienia na szalupie i w krótkim czasie zagroziłby Pi.
"Jesteśmy tak silni jak nasze najsłabsze ogniwo".
Chłopiec żyjąc przez 217 dni na szalupie z Richardem Parkerem zawierza swoje życie Bogu. Bogu, którego Pi od momentu, gdy go poznajemy, postrzega bezwyznaniowo. Wierzy, że jest po prostu dobrą istotą, kochającą ludzi.
"Tacy jak ja walczą, walczą, walczą do końca. Walczą, nie bacząc na koszty, na ponoszone straty, na znikome prawdopodobieństwo powodzenia. Walczą do samego końca. Nie jest to kwestia odwagi, ale cecha organiczna, niezdolność do zaniechania. A być może tylko zwykła, głupia żądza życia".
Richard Parker paradoksalnie pomaga Pi przetrwać. Jest taki moment, w którym chłopak stracił motywację i nadzieję i stanął w obliczu beznadziei, gdy wydawało mu się, że nie ma najmniejszych szans na ratunek, gdy opadł z sił i był blisko śmierci. Wtedy to właśnie Richard Parker, swoją obecnością, obudzi chłopca z marazmu, w który wpadł. To tygrys stanie się powiernikiem Pi. To obecność tego dzikiego zwierzęcia będzie zmuszała chłopca do codziennej walki o przetrwanie. Mimo, że tygrys stanowi zagrożenie dla Pi, staje się jego przyjacielem. Staje się kimś, kto mu towarzyszy w najgorszych dla niego chwilach, kimś kto chroni go przed samotnością i zmusza go do działania. Pi radzi sobie z Richardem Parkerem dzięki wiedzy, którą zdobył w rodzinnym ZOO. Mimo to, tygrys do końca pozostanie dzikim, nie do końca ujarzmionym zwierzęciem z instynktem, bez wyższych uczuć.
Bardzo symboliczna w obliczu całej historii stanie się drastyczna lekcja, którą dał Pi i jego bratu, ojciec chłopców, przed wyjazdem z Kanady.
" - A czy opowiadanie o czymś za pomocą słów (...) nie jest samo w sobie wymyślaniem? (...) Słowo samo w sobie nie ma jednego określonego znaczenia. Jego znaczenie zależy od tego, jak je rozumiemy, prawda? Rozumiejąc coś w określony sposób nadajemy temu czemuś znaczenie. Czy wobec tego życie nie jest rodzajem opowieści?".
"Życie Pi" to opowieść, o tym jak wiele człowiek jest w stanie zrobić, by przetrwać - jak bardzo może się zmienić i szybko dostosować do obecnej sytuacji, ile barier i granic jest w stanie przekroczyć, by choć przez chwilę poczuć się bezpiecznym. Yann Martel opowiada również jak chwiejny, egoistyczny i niestały jest człowiek w swoich postanowieniach, systemie wartości, gdy w oczy zagląda mu niebezpieczeństwo, a zaraz za nim śmierć oraz jak krucha jest granica między rzeczywistością a wyobraźnią.