„Ale jest też prawdziwa tajemnica, prawdziwy cud, który jej dotyczy: każda miłość jest pierwsza"*
Gdy w twoim życiu dzieje się dobrze przez cały czas, nie jesteś przygotowany na nic tak złego, co może przewrócić je do góry nogami. Gdy się to dzieje zupełnie nie wiesz… nic. Nie wiesz co powiedzieć, jak się zachować, nie potrafisz po tym co się stało normalnie funkcjonować. Wiesz jednak, że musisz, że inni na to liczą, a ty nie możesz zawieść, no i… trzeba żyć dalej.
March i Mike poznali się w latach sześćdziesiątych i już podczas pierwszego, bardzo nietypowego spotkania wiedzieli, że to coś specjalnego. I tak było. Przeżywają wspólnie trzydzieści lat w czasie, których dorobili się gromadki dzieci oraz własnej firmy. Jednak najważniejsze było to, że mimo tylu wspólnie przeżytych chwil kochali się jak na początku i byli sprawiedliwymi rodzicami. Los chciał jednak, że ta szczęśliwa gromada musiała stracić Mike’a. Mężczyzna ginie w wypadku samochodowym ginąc na miejscu. March i dzieci muszą nagle poradzić sobie z rzeczywistością bez niego. Jest to bardzo trudne, ale życie toczy się dalej. Czy March upora się ze stratą i zazna jeszcze szczęścia? Jak z tym wszystkim poradzą sobie dzieci?
Przyznaję, że w przypadku tej pozycji po raz kolejny odezwał się mój sentyment do ładnych okładek. Ta jest prześliczna i od razu zwróciła moją uwagę na siebie. Nota wydawcy upewniła mnie tylko, że jest to coś co warto przeczytać. Czy tym razem cudna okładka mnie zmyliła czy może kolejny raz mój wybór był trafny?
Gdy zaczynałam ją czytać nie wyrabiałam sobie o niej żadnej opinii, nie wiązałam żadnych nadziei. Liczyłam tylko na dobrą literaturę i czas mile z nią spędzony. W efekcie dostałam znacznie więcej, bo prócz tego zyskałam ciekawą fabułę, interesujące postacie i historię, która mogła zdarzyć się naprawdę. Jill Barnett napisała emocjonującą powieść, w której bohaterowie codziennie zmierzają się z jakimiś problemami, ale gdy nagle tracą kogoś ważnego cały świat się wali. Muszą teraz odbudować go na nowo, a my obserwujemy ich poczynania. Nie jest to łatwe, w trakcie tego dochodzi do wielu rzeczy, które nie zawsze są miłe, ale w jakiś sposób potrzebne by móc pójść dalej.
Akcja toczy się powoli, ale z każdą przeczytaną stroną czujemy wzrastające emocje. W tej powieści nic nie wydawało się sztuczne, wszystko miało swój czas i miejsce. Autorka porusza trudne tematy i można by rzec, obnaża duszę kobiety, która utraciła chęć życia. Z prawdziwym smutkiem czytałam o tym jak March cierpiała. Równie mocno odczuwałam inne emocje towarzyszące postacią. Radość, złość, smutek oraz wiele innych emocji przelewało się przez strony książki, a Autorka sprawiła, że czułam to co Cantrellowie. Ich utarczki były zabawne i nie raz doprowadzały mnie do wybuchów śmiechu. Od samego początku dałam się wciągnąć czytanej historii i nawet przez chwilę się przy niej nie nudziłam. Byłam zaskakiwana wiele razy, a zakończenie sprawiło, że możemy sami je dopowiedzieć. Tym razem bardzo mi się to podobało. Nie ma tu mowy o ckliwym romansie jakich jest już wiele na rynku wydawniczym.
Bohaterowie są wykreowani w sposób różnorodny. Mimo łączących ich więzi różnią się wszystkim. Charakter, poglądy, sposób bycia. Każde z nich ma prywatne życie, a w nim wzloty i upadki. Nie ważne jednak co by się działo, w trudnych chwilach się wspierają i mimo sporów potrafią dogadać. Odgrodzić życie zawodowe od prywatnego. Szczerze mówiąc zazdroszczę takich więzi i z prawdziwą przyjemnością czytałam fragmenty z ich rodzinnymi spotkaniami.
„Nowy początek” to historia, która mogła zdarzyć się naprawdę. Napisana pięknym językiem, który oczarowuje od pierwszej chwili, pełna emocji i zaskakujących wydarzeń. Jill Barnett napisała powieść, która wzrusza, bawi, ale i sprawia, że zaczynamy myśleć o tym co ważne w życiu. Pokazuje również, że czasem trzeba zacząć wszystko od nowa, i to z taką samą energią i wiarą jak za pierwszym razem. A nuż za tym zakrętem czeka nas coś radosnego?
*cytat pochodzi z książki