"Szkoła pod baobabem" to druga część sagi autorstwa Barbary Rybałtowskiej i jest kontynuacją losów rodziny Markowskich, mamy i córki, które miałam przyjemność poznać za sprawą książki "Bez pożegnania" (recenzja). Koniec pierwszego i początek drugiego tomu sagi nieznacznie się pokrywają, łatwo jest więc ponownie wejść w opowieść.
Tym razem narratorką powieści jest kilkuletnia Kasia, córka Zosi. Z dziecięcą naiwnością i szczerością opowiada o wojennych losach i codziennym życiu Polaków w Ugandzie, bo to tam trafiły nasze bohaterki po tragicznych i trudnych latach na Syberii.
Choć są wolne to długo jeszcze nie będą mogły wrócić do Ojczyzny. W dalszym ciągu trwa wojna.która pochłania kolejne ofiary...
Można pomyśleć, że Zofia i Kasia są już bezpieczne, przecież żyją z dala od bezpośredniego zagrożenia. Jednak tam na odległym kontynencie muszą zmagać się z innymi, równie groźnymi niebezpieczeństwami: wycieńczenie, awitaminoza, nieznane choroby i wszechogarniająca tęsknota za Ojczyzną.
Mimo to emigranci próbują żyć normalnie. Pracują, bawią się, kochają a nawet zakładają własne biznesy. To dorośli, a dzieci? Dzieci organizują czas po swojemu. Jest dużo zabawy, psot i przygód, czasem śmiesznych i wesołych a czasem groźnych i niebezpiecznych.
Kasia jest sympatyczną, rezolutną dziewczynką, która potrafi o siebie zadbać w każdej sytuacji, co niekiedy budzi wiele zamieszania, nieporozumień ale również dowodzi jej wielce rozwiniętej intuicji, wysokiej samooceny.
Możemy także dowiedzieć się jak funkcjonowały szkoły i nauka na uchodźstwie. Czy dzieci wyniosły z tamtych czasów rzetelną wiedzę czy był to sposób na odwrócenie uwagi, zajęcie ich czymś konkretnym, kreatywnym, czy po prostu skupienie ich w jednym miejscu w celu lepszego dopilnowania młodzieży ?
Dziewczynka uwielbia przysłuchiwać się rozmowom dorosłych, choć nie zawsze rozumie ich sens przez co Kasia często wpada w kłopoty, czym wywołuje wybuchy złości u swojej mamy. Mimo to czuć między nimi ogromną miłość i przywiązanie.
Zofia również szybko aklimatyzuje się w nowych warunkach. Znalazła swoje miejsce i sposób na zarobek oraz hobby. Otwiera własny zakład krawiecki, w którym szyje ubrania dla potrzebujących oraz dla tych, co znowu chcą wyglądać modnie.
Co jeszcze czeka matkę i córkę? Czy Zosi i Kasi uda się wrócić do Polski?
To, że książka jest pisana z perspektywy małego dziecka dodaje jej uroku i ciepła. Psoty dziewczynki wywołują uśmiech na twarzy a z każda spędzona z nią chwila przywiązuje. Fabuła koncentruje się przede wszystkim na tym co widzi i czuje ta kilkulatka. Jej sprawy i problemy mogą wydawać się banalne i niepoważne w obliczu wojennego czasu. Strach, obawy, tęsknotę, oczekiwania obserwujemy jak przez mgłę, poznajemy je z rozmów, które Kasi uda się podsłuchać. I chociaż sama dziewczynka nie potrafi zrozumieć uczuć dorosłych, nie potrafi trafnie ich odczytać, to czytelnik nie ma z tym problemu. Z jednej strony odpręża się przy wesołej lekturze a z drugiej strony odkrywa zawoalowane informacje.
Nie wyobrażam już sobie czasu spędzonego bez słów Barbary Rybałtowskiej. Jestem ciekawa jak potoczą się dalsze losy Zofii Markowskiej i jej ciekawskiej córeczki.