Kolejne to wspomnienia naszego przegranego życiowo reprezentacyjnego piłkarza, który po zakończeniu kariery jest biedakiem. Kałużny był przez lata reprezentantem Polski, grał w Zagłębiu Lubin i Wiśle Kraków, a potem w Niemczech. Dla mnie najciekawsze było w książce nie opisanie jego bogatej kariery piłkarskiej, ale to, jak dzieciństwo i wychowanie ukształtowało jego dalsze życie, zwłaszcza osobiste.
Mamy oto dom rodzinny, bez uczuć, za to z olbrzymią ilością przemocy: ojciec go codziennie bestialsko bije, a że jest byłym bokserem, to wie jak lać. Chłopak się buntuje, ucieka z domu, więc dostaje jeszcze większe wciry, a gdy tylko osiąga pełnoletniość, to go ojciec wyrzuca z domu. Jak się ma taki garb, to nie jest potem łatwo w życiu, i można człowieka zrozumieć, że kompletnie się gubi, gdy pojawiają się wielkie pieniądze… Sam Kałużny przyznaje, że nie umie okazywać i wyrażać uczuć, wydaje się, że nigdy nie wyrósł z fazy buntowania się, zawsze n.p. się odszczekiwał wszystkim trenerom, za co często drogo płacił.
Jego życie osobiste: pierwszą żonę (ma z nią syna), zdradzał na prawo i lewo, oskubała go do cna, wystarczy powiedzieć, że pod Chojnowem wystawił 500-metrową willę z basenem, zabrała wszystko, a chłopina musiał rozładowywać TIRy w magazynie DHL w Anglii, żeby zarobić na życie. Drugą żonę (ma z nią dwie córki) zostawił, bo się zakochał w trzeciej. Z trzecią ma córkę i klepie biedę.
Gdy czyta się o jego karierze piłkarskiej to uderzają opisy ciągłych pijaństw, nocnych imprez, gierek z trenerami: nocne przełażenie przez płot albo powrót do hotelu przez okno, a potem pójście w zaparte przed trenerem. Strasznie to dziecinne, panowie piłkarze zachowywali się jak koloniści z podstawówki, no ale może mieli zbliżoną mentalność… Myślę, że obecne pokolenie futbolistów jest już bardziej dojrzałe i świadome.
Źle mówi Kałużny o prawie wszystkich swoich trenerach, typowy przykład: „Poza kilkoma odchyleniami od normy zgrupowania u Wójcika ograniczały się do chlania”. Co ciekawe, najlepiej wspomina trenera Engela, bardzo chwali jego sposób prowadzenia kadry i odprawy przedmeczowe, no ale trudno się dziwić, był „dzieckiem” Engela, w jego kadrze rozegrał najlepsze mecze.
Książkę czyta się dobrze i szybko, ale nie jest to żadne wybitne czy przełomowe dzieło, taki ‘Spalony’ Iwana, książka bardzo podobna, wydaje się literacko i koncepcyjnie lepszy. W sumie niezłe czytadło wakacyjne.