Czy ateista może mieć życie duchowe? Dlaczego nie? Oto jeden z heroldów nowego ateizmu, neuronaukowiec, napisał książkę o życiu duchowym bez religii. Powstała rzecz będąca po trosze pamiętnikiem doświadczeń medytacyjnych i psychodelicznych autora, po trosze traktująca o filozofii świadomości, po trosze o filozoficznej koncepcji tego co dla większości z nas jest ośrodkiem życia wewnętrznego: poczucia własnego 'ja'.
A racjonalistyczna duchowość według Harrisa oparta jest na medytacji, która z kolei ma silne związki z buddyzmem. Autor wie o czym pisze, bo wiele miesięcy przebywał w Indiach medytując w wyspecjalizowanych ośrodkach przez kilkanaście godzin dziennie. Książka zawiera nawet kilka ćwiczeń medytacyjnych, ale nie jest systematycznym poradnikiem.
Zadaje Harris ważne pytanie egzystencjalne: czy istnieje szczęście które nie jest związane z powtarzaniem przyjemności, zaspokajaniem pragnień, i unikaniem bólu? Twierdzi, że tak, ale takie szczęście może dać jedynie długotrwałe i systematyczne medytowanie.
Sporo też jest o uważności (mindfulness), czyli o stanie czystej, obiektywnej i nierozproszonej uwagi skierowanej na treść świadomości. Pisze Harris: „Największym wrogiem uważności (…) jest nasz głęboko utrwalony nawyk rozproszenia myślami.” Uważności można się nauczyć medytując, istnieje wiele poradników i szkół. Sprawa jest ważna bo „Na Wschodzie, zwłaszcza w kontemplacyjnych tradycjach buddyzmu, rozproszenie myślami postrzega się jako główne źródło ludzkiego cierpienia.” Ostatnie badania potwierdzają tę tezę. Twierdzi Harris, że istotą naszego życia jest tu i teraz. To według niego najważniejsza rzez, którą musi się zrozumieć, jeśli chce się być szczęśliwym.
Z drugiej strony praktyka medytacji wiąże się z pewnym ryzykiem, nauczycielami są bowiem guru, a adepci winni im wierzyć bezgranicznie. Niemniej nauka medytacji to nie np. nauka gry na gitarze, gdzie umiejętności ucznia i nauczyciela są łatwo identyfikowalne. W nauce medytacji bowiem wszystko jest bardzo ezoteryczne i subiektywne; otwiera to pole do manipulacji i nadużyć ze strony guru.
Rozdział poświęcony świadomości jest trudny i nieco mętny, pełen zdań typu „Świadomość równie dobrze może być wytworem nieświadomego przetwarzania informacji. Obawiam się jednak, że nie wiem, co tak naprawdę znaczy to zdanie – i chyba nikt tego nie wie”. Niemniej problematyka świadomości stanowi chyba największe obecnie wyzwanie filozoficzne, zresztą sprawa ta nie jest najważniejsza w książce.
Mamy też rozdział o doświadczeniach autora z zażywaniem środków psychodelicznych, to według niego taka jazda bez trzymanki, może prowadzić do wspaniałych przeżyć, ale też do potwornych dołów. Bezpieczniejsza wg niego jest medytacja.
Książka jest lekturą trudną, pełną zdań nad którymi trzeba się głęboko zastanawiać, typu: „Umysł jest wszystkim, co mamy. Wszystkim, co kiedykolwiek mieliśmy. Jest również jedyną rzeczą, którą możemy zaoferować innym.” Lub: „Świadomość jest jedyną rzeczą we wszechświecie, która nie może być złudzeniem”. Podejrzewam też, że tłumacz się nie bardzo przyłożył...
Jako wprowadzenie do medytacji książka sprawia się średnio, lepiej poczytać książki autorstwa Jona Kabat-Zinna na przykład. A tak w ogóle, myślę że żeby w pełni zrozumieć Harrisa, trzeba by uprzednio przejść przez pełny kurs medytacji ...