"Życie nie przypomina kryminału, nie ma w nim nic z telewizyjnej iluzji".
Powroty do miejsc znanych nam z dzieciństwa, które obecnie napawają sentymentem, zawsze wywołują wiele emocji. Nagle bowiem spotkana na ulicy dawna koleżanka ze szkoły, czy też zapomniani kumple, uświadamiają nam bezlitosny upływ czasu, który dopada każdego, bez żadnego wyjątku. Kolejne lata przemijają, ale upływający czas w niektórych przypadkach nie zabliźnia pewnych krzywd, które domagają się zadośćuczynienia. Czasami prowadząc nawet do zbrodni.
Luiza Dobrzyńska to warszawianka, fanatyczna miłośniczka kotów i Star Treka, z wykształcenia technik medyczny. Autorka pisze od dwunastego roku życia. Prowadzi blog "Stara panna i morze", swoje recenzje zamieszcza na portalach Szuflada.net i Paradoks.net.pl, pisze także artykuły dla portali Referia i wGospodrace.pl.
Kornel Zaborowski, znany biolog, po wielu latach przyjeżdża ze swoją ośmioletnią córką do miasteczka swojego dzieciństwa – Sokołowca, by w spokoju napisać pracę habilitacyjną. Powrót po latach obfituje w spotkania dawno niewidzianych znajomych, a także w niespodziewaną zbrodnię, która dotyczy pewnej wygranej w totolotka sprzed trzydziestu lat. Biologiczna wiedza bohatera niespodziewanie przydaje się w rozwiązaniu tej kryminalnej sprawy.
Od przeczytania "Duszy" Luizy Dobrzyńskiej, autorka ta do tej pory kojarzyła mi się wyłącznie z gatunkiem science-fiction. Jak się jednak okazało, od 2012 r., czyli od czasu kiedy została wydana ta książka, pisarka rozszerzyła gatunki prozatorskie, w jakich się obraca i spróbowała także swoich sił w kryminalnym klimacie, co według mojej subiektywnej opinii, wyszło jej dość poprawnie. "Takie zwykle miasteczko" to bowiem powieść kryminalna, w której wątkiem wiodącym jest zbrodnia i śledztwo mające na celu schwytanie mordercy. Muszę przyznać, że policyjne śledztwo nie wywarło na mnie jakiegoś spektakularnego wrażenia, nie zaskoczyło swoją drobiazgowością, nie wywołało zdziwienia niespodziewanym zwrotem akcji. Luiza Dobrzyńska warstwę kryminalną wykreowała po prostu poprawnie, a jedynym elementem, który mnie zaskoczył było odsłonięcie sylwetki mordercy, bowiem nie przewidziałam takiego scenariusza, jakim uraczyła mnie autorka.
W książce natomiast moją uwagę zwróciło zupełnie coś innego, a mianowicie świetnie wyeksponowana płaszczyzna obyczajowa pod postacią ukazania mentalności mieszkańców małego, prowincjonalnego miasteczka. Miasteczka, które mogłoby być umiejscowione wszędzie na mapie naszego kraju, gdyż w każdej, małej miejscowości ludzie się znają, każdy wie o każdym wszystko, a plotki rozchodzą się z prędkością światła. Karol, wracając do Sokołowca, uzmysławia czytelnikowi jak trudne i jednocześnie ważne jest zmierzenie się z własną przeszłością, z niezakończonymi sprawami. Poza tym Luiza Dobrzyńska z widocznym realizmem przedstawiła obraz trudnych spotkań po latach z ludźmi, którzy kiedyś stanowili ważną część naszego życia.
Przyznam szczerze, że nieco mroczna okładka tej powieści wraz z tytułem, wywołują we mnie pewne uczucie niepokoju. I takich emocji również oczekiwałam po fabule tej książki. Emocji, które pojawiły się, ale nie w takim stopniu, jaki by mnie całkowicie zadowolił. Takie zwykłe miasteczko okazało się bowiem pełnym ludzkich tajemnic i krzywd, miejscem, w którym wiele może się wydarzyć. Nie jest to z pewnością powieść kryminalna, która zadowoli koneserów tego gatunku ze względu na mało rozbudowaną warstwę kryminalną, ale jej fabuła wciąga i zapewni większości mile spędzone popołudnie.
http://www.subiektywnieoksiazkach.pl/