Księga pierwsza serii o Zwiadowcach trafiła do mnie zupełnie przez przypadek. Książkę zaproponowała mi koleżanka, a ja wzięłam ją właściwie w ciemno. Słyszałam jedynie, że cykl ten jest bardzo ciekawy. Nie miałam jednak pojęcia, o czym to jest i czy w ogóle trafi w mój gust. A jednak trafiła i jestem zadowolona, że miałam okazję przeczytać "Ruiny Gorlanu".
Will jest sierotą, która została przygarnięta przez barona Aralda. Wychowywał się w zamku razem z czwórką jego rówieśników, którzy również stracili rodziców. Mieszkali z władcą zamku aż do momentu, kiedy osiągnęli wiek piętnastu lat i musieli zdecydować, do którego z Mistrzów chcą dołączyć. Główny bohater, słysząc o swoim dzielnym ojcu, który był rycerzem, chciał pójść w jego ślady i dołączyć do Szkoły Rycerskiej właśnie. Niestety, był za niski i chudy, aby móc zostać wojownikiem. Los jednak chciał, że był na tyle zwinny i sprytny, że zainteresował się nim Halt - zwiadowca. Postanowił wziąć Willa jako swojego ucznia. Od tego momentu nastolatka spotkają niesamowite przygody. Będzie musiał zmierzyć się nie tylko z przeciwnikami, ale również ze swoimi słabościami. Czy da sobie radę i zostanie prawdziwym zwiadowcą, a nie jedynie czeladnikiem?
Powiem wprost: książka naprawdę świetna. Zachwyciła mnie w wielu aspektach. Fabuła z pozoru nie wydaje się zbyt oryginalna, przywodzi na myśl m.in. "Władcę Pierścieni". Została jednak poprowadzona w taki sposób, że czytelnik jest dosłownie zaskakiwany wydarzeniami. Nigdy nie wiedziałam, co wydarzy się z następną stroną. Być może to za sprawą zwiadowców - ludzi, którzy potrafią poruszać się bezszelestnie, potrafią zostać niezauważeni przez bardzo długi czas. Nigdy nie mamy pewności, czy aby na pewno ktoś nas nie śledzi. Nigdy także nie mamy pewności, czy jakiś zwiadowca nie wyskoczy zaraz zza krza... zza następnej strony. Książka nie pozwalała mi się nudzić. W "Ruinach Gorlanu" ciężko jest uświadczyć bezsensownych dłużyzn czy zapychaczy. Każde wydarzenie jest po coś i to sprawia, że powieść nie pozwala się od niej oderwać.
Z bohaterami stworzonymi przez pana Flanagana jest podobnie, jak z fabułą. Stopniowo otwierają się przed czytelnikiem, pozostawiając jednak jakąś cząstkę siebie w cieniu, niezauważalną. Sprawia to, że niektóre ich zachowania są dla czytelnika zaskoczeniem. Szczególnie do gustu przypadł mi Halt - zwiadowca z długim stażem, można wręcz powiedzieć, że będący bohaterem. Nie jest to jednak osoba idealna - nie zawsze potrafi wyjść z tarapatów i potrzebuje pomocy kogoś innego. Kolejną, i chyba najważniejszą, postacią jest Will. Nastolatek o niezbyt rosłej budowie, jednak wielki duchem. Podobnie jak jego nauczyciel, chłopak ma słabości, ale ma też mocne strony. Oczywiście bohaterów jest dużo więcej, jak na przykład gnębiony przez starszych kolegów ze szkoły Horace czy baron Arald. Nie będę się tutaj rozpisywać na ich temat, gdyż to jest recenzja, a nie esej. Powiem jednak, że nawet bohaterowie dalszoplanowi, nie odgrywający szczególnej roli w powieści, zostali dobrze wykreowani. Raczej ciężko jest odnaleźć tutaj dwie postaci, które są bardzo podobne do siebie pod względem charakterów.
Powieść Johna Flagnana polecam każdemu, kto lubi fantasy. Sądzę, że jest to książka, którą naprawdę warto znać. Myślę także, że osobą stroniącym od tego gatunku, książka może przypaść do gustu. Czyta się naprawdę świetnie, lekko. Nie jest to książka ciężka, która wymaga dużo myślenia. Jest ona idealna na chwile relaksu, kiedy chcemy odpocząć. Z pewnością nada się jako przerywnik od cięższych pozycji. Z czystym sumieniem "Zwiadowców" księgę pierwszą polecam każdemu!