John Flanagan to moje drugie - po Michaelu Grancie - czytelnicze objawienie w tym roku. Słyszałam opinie, jakoby drugi tom z serii "Zwiadowcy" znacznie odstawał poziomem od jego poprzednika - i muszę się z tym zgodzić. Jest dużo lepszy!
Po raz kolejny towarzyszymy w przygodach młodemu czeladnikowi Willowi, który całkiem niedawno trafił pod skrzydła zwiadowcy Halta i uczy się tajników jego fachu. Niestety, Halta w tym tomie zbyt często nie uświadczymy. Jest za to Will, a razem z nim Horace i Gilan, którzy razem wyruszają z poselstwem do Celtii. Cel jest jeden: nakłonić ich do walki przeciwko Morgorathowi. Na miejscu okazuje się, że już dawno ciemne moce opanowały kraj Celtów, przez co ich ziemie opustoszały, bo jego mieszkańcy albo schronili się na północy, albo w tajemniczych okolicznościach zaginęli i nikt ich więcej nie widział.
W równie tajemniczych okolicznościach Will, Horace i Gilan napotykają na swej drodze Evanlyn - młodą dziewczynę, która uciekła przed Morgarathem i tułała się samotnie po Celtii. Jej rewelacyjne wiadomości zmuszają Gilana do opuszczenia kompanii w celu poinformowania króla Duncana o tym, co dzieje się w Celtii. Will i Horace zostają w tyle w towarzystwie Evanlyn i powoli wracają ku Araluenowi. Po drodze natykają się na oddział wargalów ciągnących za sobą niewolników i wbrew rozsądkowi ruszają za nimi, by wybadać sprawę. I nagle straszna prawda wychodzi na jaw: Morgarath buduje most przez jedyną przepaść odgradzającą go od celu i tylko godziny dzielą wojska Araluenu od niespodziewanej inwazji wargalów.
Taka jest w skrócie tematyka tej książki, przy czym od razu zaznaczę, że to nie wszystko! Ktoś bowiem zostanie porwany, ktoś okaże się nie tą osobą, za jaką się podaje, a jeszcze ktoś inny zginie w naprawdę efektowny sposób. Wszystkiego dowiecie się z lektury i zapewniam, że warto przemyśleć zakup tej książki chociażby ze względu na wartką akcję, która nie męczy czytelnika w trakcie czytania i łatwo się w niej rozeznać.
To prawda, że Flanagan pisze głównie z myślą o młodzieży, jednak nic nie potrafię poradzić na to, że jego styl niezmiennie podbija moje serce i sprawia, że nadal mam ochotę czytać jego książki. Ogólnie odnoszę wrażenie, że zarówno jemu łatwo przychodzi pisanie, jak i tłumaczowi przekład, bo razem stworzyli wciągającą powieść napisaną prostym językiem, dzięki czemu mogą ją czytać absolutnie wszyscy. Nie jest to może cykl na miarę Harry'ego Pottera, ale w moim odczuciu niewiele mu do tego brakuje. Książkę czyta się z łatwością i przyjemnością, co dla mnie jest bardzo ważne, bo nie lubię czytać czegoś, co mnie męczy.
Przy lekturze tej pozycji warto zwrócić uwagę na rozwijającą się postać Gilana. O ile do Willa i Horace'a przywykliśmy już w pierwszej części, o tyle o byłym uczniu Halta wiedzieliśmy niewiele. Teraz się to zmienia i możemy lepiej przyjrzeć się tej postaci, co samo w sobie jest naprawdę ciekawe, bo Gilan to charakterystyczny bohater, którego nie da się nie polubić. Zgodnie z moimi przypuszczeniami z pierwszej części chłopak okazuje się mieć interesującą przeszłość, imponujące zdolności i świetny charakter. Trzeba przyznać, że Gilan udał się Flanaganowi wyjątkowo dobrze.
Na koniec wspomnę, że w tym tomie miałam do czynienia z upragnionym nawiązaniem do cyklu "Drużyna", który dla odmiany opowiada o Skandianach. Już Wam kiedyś wspominałam, że w serii o zwiadowcach są to ludzie na usługach Morgoratha, podczas gdy w "Drużynie" jawią się jako ludzie posępni, nieco toporni, ale - mimo wszystko - dobrzy. Lektura tej książki pewne kwestie wyjaśnia, dzięki czemu możemy się dowiedzieć dlaczego Skandianie przystali do zdrajcy.
Drugi tom "Zwiadowców" to trzysta pięćdziesiąt stron przyjemności płynącej z czytania. To świetna książka warta każdej minuty i każdej złotówki. Jak widać nie trzeba daleko szukać, by znaleźć coś dobrego do czytania. Jaguar po raz kolejny mile mnie zaskoczył.
Ocena: 5/6